Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy,
Jedną z podstawowych opozycji, którą – zwłaszcza w kinie amerykańskim – wyróżniają teoretycy filmu, jest ta oddzielająca kino autorskie od gatunkowego. Gatunek filmowy natomiast – obok swoistej architektury gwiazd filmowych i klasycznej narracji – stanowi jeden z najważniejszych filarów Hollywood. Niepowstrzymany, jednostronny i globalny w swoim zasięgu proces transferu kulturowego, z jakim mamy do czynienia zwłaszcza od drugiej połowy XX wieku ze strony Stanów Zjednoczonych, a w którego awangardzie znajduje się przecież twórczość filmowa, sprawia, że kino amerykańskie stanowi od kilkudziesięciu już lat matrycę, swoiste okulary przez które na kinematografię patrzy masowy odbiorca, niezależnie od miejsca jego zamieszkania. Wychowany na amerykańskim kinie widz, jest w stanie intuicyjnie określić film, jako gatunkowy – nawet jeśli obcuje on z obrazem, noszącym silne piętno indywidualności twórcy.
Niekwestionowana atrakcyjność tego rodzaju kina, jego oparcie się na podstawowych emocjach, umiejętność zbudowania specyficznej relacji między intencją reżysera i oczekiwaniami odbiorcy, pewna „autonomiczność” działa wyposażonego w konkretną ikonografię, styl i rodzaj narracji – wszystkie te cechy wyróżniające „gatunek” filmowy, dawno już wzbudziły zainteresowanie adeptów X muzy ze wszystkich niemal kręgów kulturowych.
Fascynacja kinem gatunkowym nie ominęła także polskich twórców. Oni również zapragnęli tworzyć dzieła, pozwalające projektować określoną postawę odbiorczą, będące czytelnym konglomeratem rozpoznawalnych reguł, budować tę swoistą gramatykę wypowiedzi filmowej, wpisującej się w nurt międzynarodowy, zunifikowany, konformistyczny i powtarzalny, ale – paradoksalnie – z tych właśnie względów powszechnie pożądany.
Pierwszy w tym roku numer „Pleografu – Historyczno-Filmowego Kwartalnika Filmoteki Narodowej” dedykujemy właśnie tym polskim twórcom, którzy dali się porwać kinu gatunkowemu. W historii polskiej kinematografii nie byli wcale tak nieliczni. Już przed II wojną światową zalewali widzów komediami i melodramatami. W epoce PRL niezwykle chętnie kręcono natomiast filmy wojenne, a w późniejszym okresie – znakomite zresztą – komedie. Z czasem także i inne „gatunki” również były coraz częściej reprezentowane. Obecnie kino gatunkowe ma się naprawdę bardzo dobrze, powstają nie tylko filmy komediowe czy wojenne, ale i horrory, thrillery, melodramaty, kryminały, czy filmy sensacyjne. Współcześni polscy twórcy nie zamierzają – jak widać – rezygnować z kina gatunkowego, stanowiącego najpopularniejszą i najłatwiejszą chyba metodę porozumiewania się z widzem w komunikacji filmowej. Nie podążają jednak tylko za utartymi konwencjami, ale – podobnie jak ich amerykańscy koledzy – starają się twórczo rozwijać i eksperymentować z regułami rządzącymi określonymi gatunkami. Same zresztą gatunki podlegają nieustannej hybrydyzacji, oddziałując przez to na skrajne i przeciwstawne emocje widzów. Zapraszamy zatem do fascynującego świata polskiego kina gatunków, po którym przewodnikami będą autorzy niezwykle interesujących artykułów, opublikowanych w tym numerze „Pleografu”. Udajmy się w tę podróż!
Prezentację tekstów rozpoczynamy od artykułu Kaliny Kamińskiej Western po polsku – o Prawie i Pięści Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego w kontekście gatunkowym. Autorka nawiązuje w nim do rozpowszechnionej szeroko tezy o westernowym charakterze tego obrazu. W swoich rozważaniach nie podważa tego konceptu, znajduje jednak też wiele dowodów na odejście w tym filmie od konwencji westernowej. Z jednej strony sama konstrukcja głównego bohatera czerpie pełnymi garściami z gatunku, z drugiej – w wielu elementach wręcz mu przeczy. Według autorki, cieszący się popularnością western posłużył tu raczej jako atrakcyjna forma dla znacznie trudniejszej, dużo mniej westernowej treści. W trafnej konkluzji skłania się do myśli, iż Prawo i pięść stanowi raczej przykład zręcznego przetworzenia konwencji westernowej, niżeli jest jej czystym przedstawicielem. W tym zabiegu dostrzega receptę na udaną polską wersję westernu.
Elementów westernowych w polskich filmach doszukuje się także Piotr Korczyński. W interesującym tekście zatytułowanym Czas ołowiu. Westernowa historia Armii Krajowej stara się ukazać filmowe reprezentacje żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, jako emanacje walczących ze złem rewolwerowców, rodem z Dzikiego Zachodu. Westernowe schematy odkrywa m.in. w filmach Andrzeja Wajdy, Stanisława Lenartowicza, Stanisława Różewicza, Edwarda Skórzyńskiego i Jerzego Hoffmana, a także u współczesnych twórców m.in. Marcina Kszyształowicza i Wojciecha Smarzowskiego. Autor zręcznie łączy w tekście fabułę filmową z rzeczywistymi wydarzeniami i autentycznymi postaciami, wskazując na ogromny potencjał scenariuszowy, jaki tkwi w losach żołnierzy Armii Krajowej, nie tylko zresztą dla produkcji inspirowanych westernem, ale także dla filmów sensacyjnych, wojennych, a nawet melodramatów.
Od łamania konwencji gatunkowych kina policyjnego do społecznego moralitetu. Psy Władysława Pasikowskiego to tytuł artykułu Patrycji Babickiej. Autorka błyskotliwie analizuje ten głośny obraz, traktując go, jako jeden z filmów „subwersywnych”, czyli takich, które – mimo, że zakorzenione są w konwencji – manifestują szereg cech uznanych za sprzeczne z prawidłami gatunku. Przykładem tej subwersyjności jest chociażby konstrukcja głównego bohatera. W typowym kinie policyjnym jawił się on zazwyczaj, jako silny, nieugięty heros, zdolny do przeciwstawienia się w pojedynkę całemu światu w imię wyższych wartości. Tu jednak jest przedstawiany, jako osoba rozgoryczona, zmęczona, odarta ze złudzeń, pełna słabości i mająca za sobą trudne doświadczenia. Zdaniem autorki, określenie typu bohatera ma kluczowe znaczenie dla poszukiwań wyznaczników nowego gatunku w polskiej kinematografii, za jaki uznaje Psy. To połączenie subwersywnego kina sensacyjnego z głęboko zakorzenionym w ówczesnej rzeczywistości społecznej swoistym moralitetem, stanowi – w jej przekonaniu – o wyjątkowości tego obrazu, zyskującego zresztą status kultowego, na krótko po jego premierze.
Z kolei Jakub Rawski w artykule pt. Pomiędzy gatunkami i formami artystycznymi. Reminiscencje Kordiana Juliusza Słowackiego w filmie Diabeł Andrzeja Żuławskiego dokonuje interesującej analizy porównawczej zrealizowanego w poetyce horroru obrazu z XIX-wiecznym romantycznym poematem. Oryginalny film Żuławskiego określa autor jako „pierwszy polski horror metafizyczny”. Uważa obraz za wyjątkowy i niepowtarzalny w polskim kinie, nie tylko dzięki zawartej w nim metafizyce, ale również intencjonalnemu uniknięciu przez reżysera elementów oraz stylu typowego dla gatunku. O oryginalności filmu stanowi także wielość intertekstualnych nawiązań do wzmiankowanego dramatu Słowackiego. Autor postrzega film, jako interesującego poznawczo wyraziciela polskiego post-romantyzmu, który ciągle poddaje się nowym zabiegom eksplikacyjnym i pomimo upływu lat, fascynuje swoim emancypacyjnym potencjałem. Warto zapoznać się z tym ciekawym tekstem.
Zainteresowania Brunona Hawryluka oscylują natomiast wokół polskiego kina s-f. Jego artykuł Nowe polskie kino science fiction, jako odtrutka na „nowy totalitaryzm”? poświęcony jest najciekawszym filmom i serialom reprezentującym ten popularny gatunek, które powstały w Polsce, lub w koprodukcji z polskimi twórcami w latach 2006-2021. Autor stanowczo przeczy rozpowszechnionej tezie, jakoby kino science fiction było w naszym kraju słabo reprezentowane. Do swojej najnowszej analizy bez trudu wybrał około trzydziestu produkcji (z ponad stu) – zarówno filmy pełno i średniometrażowe, seriale, jak i krótkie metraże, filmy animowane i studenckie. Słabą znajomość zdecydowanej większości rodzimych obrazów s-f autor tłumaczy ich niskobudżetowością i – jak to sam nazywa – tkwieniem przez to w „głębokim undergroundzie”. Tymczasem z jego zestawienia wyłania się niezwykle bogaty obraz polskiego kina s-f. Nie brakuje w nim filmów poruszających wątki konfrontacji człowieka ze sztuczną inteligencją, podróży międzygwiezdnych, kontaktu z istotami pozaziemskimi, hibernacji, czy podróży w czasie. Wiele obrazów skupia się także m.in. na wątkach socjo-politycznych, antyutopijnych, eksplorujących lęk przed negatywnym rozwojem social-mediów, przed utratą kontroli nad własnym życiem na rzecz władzy, nowymi totalitaryzmami, czy globalną wojną i końcem świata. Zdecydowana większość to – zdaniem autora – dzieła na wskroś oryginalne. Ten artykuł to wyjątkowa gratka dla fanów kina science fiction.
Michał Dominik w artykule Andrzeja Żuławskiego dialog z przodkiem na srebrnym globie. O feralnym filmie i femmes fatales dokonuje tymczasem analizy pierwszej polskiej superprodukcji science fiction. Autor podejmuje tu niezwykle interesujący wątek stosunku reżysera do swojego antenata – Jerzego Żuławskiego, autora cyklu powieści Trylogia księżycowa, stanowiących literacką kanwę filmu. Innym tropem interpretacyjnym są dla autora zawirowania osobiste reżysera, związane przede wszystkim z relacjami z kobietami. Michał Dominik zestawia literacką wizję z jej późniejszą o kilkadziesiąt lat ekranizacją, traktując ją jako klucz do zrozumienia obrazu Andrzeja Żuławskiego. Przybliża też okoliczności powstania filmu, zauważając że wymuszone ograniczenia przełożyły się na efekt końcowy, który nie mógł sprostać ambitnym planom reżysera. Artykuł jest z całą pewnością wart wnikliwej lektury.
Marcel Woźniak swój artykuł pt. Hybryda gatunkowa po polsku. Historia filmu Naprawdę wczoraj poświęcił natomiast nieco zapomnianemu, kameralnemu melodramatowi Jana Rybkowskiego, który powstał na podstawie scenariusza Leopolda Tyrmanda, będącej zresztą adaptacją powieści pisarza Siedem dalekich rejsów. Autor przygląda się w tekście nie tylko związkom biografii scenarzysty z losami filmu, ale poddaje wnikliwej analizie historię realizacji tej produkcji. Zajmuje się także recepcją samego filmu, jako przynależnego do kina gatunkowego. Naprawdę wczoraj autor klasyfikuje, jako obraz z pogranicza gatunków – kina psychologicznego, sensacyjnego i melodramatu. W tekście można wyczuć pewną nostalgię za kinem zapomnianym, którego życie – jak ujął to autor – „nie powinno zbyt szybko się kończyć”.
W numerze poświęconym kinu gatunkowemu, nie może również zabraknąć artykułu o filmie kryminalnym. Za taką tematykę zabrał się Paweł Jaskulski w tekście Wycinek z historii polskiego kryminału. O Zbrodniarzu i pannie Janusza Nasfetera. Autor analizuje okoliczności związane z rozpowszechnianiem filmu, przytacza dyskusję Komisji Ocen i Scenariuszy wokół historii, na kanwie której produkcja jest oparta, przywołuje liczne – niektóre wyjątkowo zabawne – recenzje prasowe, trafnie punktuje mankamenty obrazu oraz odnotowuje jego zalety (m.in. znakomitą rolę Ewy Krzyżewskiej). Zdaniem autora Zbrodniarz i panna stanowi interesującą przygodę wybitnego reżysera z kinem rozrywkowym, choć – zdaniem krytyków – nie do końca pomyślną, to bardzo dobrze przyjętą i oglądaną przez widzów.
Portrety filmowych kibiców piłki nożnej, w tym tzw. pseudokibiców przybliża w swoim tekście Polish Hools Movies. Wizerunek kibiców piłkarskich w polskim kinie Rafał Pawłowski. Jak przekonuje, to właśnie tzw. ultras i hools stanowią rdzeń kibicowskiej subkultury i to oni najczęściej wzbudzają zainteresowanie twórców filmowych. Dokonując przeglądu polskich filmów traktujących o kibicach piłkarskich, autor wydaje się konstatować, że daleko im do wytworów kinematografii brytyjskiej, w której tego typu tematyka doczekała się przyporządkowania do odrębnego gatunku, pod nazwą hooligans films. Za najbliższą tym produkcjom, autor uznaje niedawno zrealizowaną Furiozę Cypriana T. Olęckiego – obraz jego zdaniem interesujący, w którym reżyserowi udało się w dużym stopniu uniknąć romantyzowania filmowego wizerunku kiboli-gangsterów. Z tego typu zarzutem ze strony krytyków spotykają się bowiem często filmy brytyjskie.
W nietuzinkowym artykule pt. Analiza porównawcza dystrybucji dwóch polskich filmów dokumentalnych: Skandal. Ewenement Molesty – w czasie pandemii koronawirusa oraz Kult. Film – tuż przed jej wybuchem Jakub Maj przygląda się działaniom promocyjnym oraz ścieżce dystrybucji dwóch bliskich sobie gatunkowo obrazów. Autor szczegółowo analizuje poszczególne etapy dystrybucji każdego z filmów w całkiem odmiennych przecież, nie spotykanych wcześniej okolicznościach. Dochodzi przy tym do zaskakujących wniosków – z jego ustaleń wynika bowiem, że pandemia koronawirusa wcale nie położyła się tak długim cieniem na dystrybucji filmu dokumentalnego w Polsce, jak mogłoby się na pozór wydawać. Skandal. Ewenement Molesty odniósł frekwencyjny sukces, co – zdaniem autora – było możliwe przede wszystkim dzięki odważnym i trafnym decyzjom dotyczącym odpowiedniego wykorzystania narzędzi promocyjnych. Opracowanie to stanowi interesujący przyczynek do bardziej szczegółowych badań nad wpływem pandemii na dystrybucję – nie tylko dokumentalnych – filmów w Polsce.
Zamiast tradycyjnej prezentacji sylwetki jednego z wybitnych polskich twórców, proponujemy w tym numerze „Pleografu” tekst, który z całą pewnością zainteresuje wielbicieli filmów Jerzego Kawalerowicza. Przemysław Kaniecki nie brał jednak na swój analityczny warsztat żadnego ze znanych obrazów mistrza, postanowił natomiast przyjrzeć się obrazowi, którego reżyser… nie zdołał nakręcić. Niezrealizowana Podróż Jerzego Kawalerowicza to intelektualna wycieczka w krainę wyobraźni oraz planów znanego reżysera, najbardziej obawiającego się – jak można dowiedzieć się z tego pasjonującego artykułu – artystycznej wtórności. Zdaniem autora badacze powinni przede wszystkim pamiętać o tym właśnie szczególnym imperatywie formowania przez reżysera filmu za każdym razem odmiennego. Ta obawa „powtórzenia się” posłużyła autorowi jako klucz do wyobrażenia sobie, jak mogłyby wyglądać niezrealizowane filmy Kawalerowicza.
Prawdziwą frajdą dla kinomanów będą zapewne dwa obszerne wywiady z twórcami polskiego kina gatunkowego, jakie przeprowadził Michał Dondzik. Pierwszą rozmowę autor odbył z Markiem Piestrakiem – reżyserem filmów fabularnych, seriali i spektakli teatralnych. Twórca opowiada o swoich pierwszych obrazach, o legendarnym wyjeździe do Stanów Zjednoczonych, gdzie gościł na planie Dziecka Rosemary Romana Polańskiego, o początkach fascynacji kinem gatunkowym oraz o kulisach powstania wielu jego filmów. Czytelnik znajdzie w tej rozmowie mnóstwo smaczków, ciekawostek i zaskakujących faktów m.in. z planu słynnej Klątwy Doliny Węży, czy Testu pilota Pirxa. Drugi wywiad jest równie intrygujący – to rozmowa z Jackiem Koprowiczem, twórcą słynnego Medium. Sam reżyser określa swoje życie, jako „thriller z elementami filmu grozy”, co stanowi chyba wystarczającą rekomendację, by zapoznać się z tym wywiadem.
Na deser mamy coś dla badaczy źródeł. Publikujemy kolejny stenogram z posiedzenia Komisji Kolaudacyjnej Filmów Fabularnych. Tym razem jest to omówienie słynnego filmu O-bi, O-ba. Koniec cywilizacji w reżyserii Piotra Szulkina, która odbyła się 22 czerwca 1984 roku pod przewodnictwem Jerzego Bajdora. Stenogram tej kolaudacji przygotował Adam Wyżyński.
Życzymy miłej lektury!