"Pleograf. Historyczno-Filmowy Kwartalnik Filmoteki Narodowej", nr 4/2021

Próby rozliczeń z ekipą Edwarda Gierka w komedii filmowej lat 80. - pleograf.pl



Witold Pyrkosz, Roman Wilhelmi Alternatywy 4. Autor: brak danych. Prawa: nieustalone

Już po wprowadzeniu stanu wojennego na ekranach pojawiło się kilka komedii filmowych, które – mniej lub bardziej krytycznie – pokazywały obraz Polski lat 70., czyli czasów, kiedy I sekretarzem KC PZPR był Edward Gierek. Były to: Wyjście awaryjne (reż. Roman Załuski, 1982), Smażalnia story (reż. Józef Gębski, 1985), Sprawa się rypła (reż. Janusz Kidawa, 1985) i Rykowisko (reż. Grzegorz Skórski, 1987). Pierwszy z nich realizowany był jeszcze w 1981 roku, a więc w czasach Solidarności, a swą premierę miał w stanie wojennym. Trzy pozostałe powstały w latach 1984–1986, czyli już po jego zakończeniu. Komedie te łączy jedno – krytyka lokalnej władzy rządzącej w poprzedniej dekadzie. Nie ulega kwestii, że wymienione filmy wpisywały się w ogólny klimat swoich czasów i stanowią przykład kina rozliczeniowego.

Na ogół nie zwraca się na nie uwagi w tym kontekście, zresztą w większości są już raczej zapomniane, z historycznego punktu widzenia stanowią jednak bardzo ciekawy nurt współgrający z polityką wewnętrzną ówczesnej władzy. Do tego można by dodać serial TVP Alternatywy 4 (1983/86) w reżyserii Stanisława Barei, który próbowano, wbrew intencjom autorów, również wpisać w tenże nurt rozliczeniowy.

Proces rozliczeń z ekipą Gierka rozpoczął się jeszcze w sierpniu 1980 roku. Początkowo krytyczne opinie formułował nowo powstały Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”. Z oczywistych względów krytyka ta nie mogła dotyczyć podstaw ustrojowych i koncentrowała się raczej personalnie na niedawnych rządzących Polską (Gierek został odsunięty ze stanowiska I sekretarza we wrześniu 1980 roku). Z czasem do krytyki rządzących krajem w latach 70. włączyła się też sama PZPR i przedstawiciele rządu, a w mediach informowano o nieprawidłowościach w rządzeniu, malwersacjach, korupcji i „rozkradaniu Polski” przez ludzi związanych z Edwardem Gierkiem. Było to zjawisko bezprecedensowe. Każdy nowy I sekretarz KC PZPR – Władysław Gomułka w 1956 roku, a potem Edward Gierek w roku 1971 – rozkładali parasol ochronny nad poprzednią ekipą rządzącą. Tym razem głosy dotyczące potrzeby rozliczenia dochodziły z samych szczytów władzy, ze strony nowych I sekretarzy – Stanisława Kani, a potem Wojciecha Jaruzelskiego. Po wprowadzeniu stanu wojennego Jaruzelski podjął decyzję o internowaniu nie tylko przywódców Solidarności, lecz również samego Edwarda Gierka i części związanych z nim wcześniej osób (m.in. byłego premiera – Piotra Jaroszewicza).

Ostatecznie akcja rozliczania miała ograniczony zakres i nie zdecydowano się postawić przed Trybunałem Stanu Edwarda Gierka, a ofiarami padły raczej płotki niż grube ryby. Wyjątkiem był jedynie Maciej Szczepański, były szef Komitetu ds. Radia i Telewizji, twórca propagandy sukcesu. Cała zaś akcja zakończyła się wraz z uchwaloną w 1984 roku amnestią[1]. Na temat rozliczeń z ekipą Edwarda Gierka powstało kilka prac[2], dotyczą one jednak, oczywiście, istoty sprawy. Nie zwraca się natomiast uwagi na to, jak ów „rozliczeniowy” klimat wpłynął na kulturę masową – odnotowuje się najwyżej fakt, że media dostarczały informacji na temat nieprawidłowości w gospodarowaniu w poprzedniej dekadzie. Wskazać tu można choćby Polską Kronikę Filmową z pierwszej połowy lat 80., np. to wydanie PKF, w którym opowiada się o luksusie, w jakim jakoby pławić się miał I sekretarz. „Luksus” ten zapewne mógł robić wrażenie na przeciętnych obywatelach Polski Ludowej, biorąc jednak pod uwagę zachodnie standardy, wypadał raczej skromnie.

Być może brak szerszego zainteresowania tematyką rozliczeniową w kinie wynika z tego, że nie chodzi o dzieła wybitne. Poza tym cała uwaga skupia się albo na filmach dokumentalnych właśnie, albo na osławionych produkcjach Romana Wionczka – Godności (1984) i Czasie nadziei (1986), które stanowią raczej rozprawę z Solidarnością. Sądzę jednak, że warto przyjrzeć się wspomnianym wcześniej filmom, szczególnie że powstawanie tego typu obrazów nie było zjawiskiem odosobnionym w kulturze masowej tamtych lat. Wskazać tu można choćby podobne zjawisko występujące na gruncie powieści milicyjnej[3].

Zasadniczą kwestią w przypadku przywołanych tutaj filmów będzie wykazanie, że ich akcja istotnie toczy się w latach 70. bądź do tej dekady nawiązuje, wskazując ją jako czas, w którym doszukać się można początków deprawacji. Chronologicznie pierwsze jest tu Wyjście awaryjne, które swoją premierę miało 26 grudnia 1982 roku. Komedia ta jednak realizowana była w roku wcześniejszym i gotowa już była w marcu, kiedy to rozpatrywała ją Komisja kolaudacyjna[4]. Skoro zatem film kręcono w 1981 roku, bohaterką jest przewodnicząca Gminnej Rady Narodowej (Bożena Dykiel) pełniąca tę funkcję od lat, co wynika z treści, nie ma tu natomiast żadnych odniesień do wydarzeń z lat 1980 i 1981 (Solidarność). Biorąc pod uwagę dynamikę produkcji filmowej (gotowy scenariusz, którego napisanie też zabiera pewien czas, musiał być oficjalnie skierowany do produkcji), można wnioskować, że akcja toczy się przed Sierpniem ’80. Szczególnie że i pani naczelnik, i jej przyboczni (zastępca i sierżant MO) robią wrażenie zasiedziałych i w żaden sposób niezagrożonych. Taki wniosek można też wysnuć z lektury protokołu Komisji kolaudacyjnej, podczas której komedia była chwalona choćby przez Bohdana Porębę jako wartościowy film, piętnujący drobnomieszczaństwo[5]. To drobnomieszczaństwo nie ma tu jednak źródeł w czasach rządów Wojciecha Jaruzelskiego, lecz ewidentnie w poprzedniej dekadzie.

Maria Gładkowska, Bożena Dykiel i Bolesław Płotnicki Wyjście awaryjne. Autor: Stefan Kurzyp. Prawa: WFDIF /po Studiu Filmowym “Kadr”/

Wyjście awaryjne wpisuje się też w krytykę lokalnej władzy, tak charakterystyczną dla całego nurtu (także w powieści milicyjnej), i pokazywanie tejże władzy jako zdemoralizowanej i skorej do intryg, a w dodatku właśnie drobnomieszczańskiej. Intryga zasadza się tu bowiem na obawie pani naczelnik, że nieślubna ciąża jej córki (Maria Gładkowska) będzie dla niej – przedstawicielki władzy państwowej – kompromitacją i narazi ją na śmieszność i plotki. Zadziwiające są też metody stosowane przez panią naczelnik w celu rozwiązywania problemów podległego jej miasteczka, które były zresztą charakterystyczne dla całej Polski. Aby zlikwidować wielkie kolejki ustawiające się przed sklepem mięsnym, nakazuje sklep ten zamknąć. Nie dysponując zaś odpowiednim funduszem na remont podupadłego ośrodka zdrowia, poleca zasłonić go płotem. A wszystko to z myślą o wizycie jakiegoś, bliżej nieokreślonego, wysokiego prominenta. Wydaje się, że w ten sposób twórcy nawiązują do charakterystycznych dla epoki Gierka “gospodarskich wizyt” na prowincji i związanych z nimi szeptanych, ironicznych komentarzy społeczeństwa o malowanych płotach, które miały zasłaniać walące się rudery itp. Po odsunięciu go od władzy zaczęto o tym mówić głośno i publicznie.

Szokujące są też wypowiedzi bohaterów Wyjścia awaryjnego. Pani naczelnik stwierdza: Cementu u nas nie kupisz, ale człowieka zawsze lub Władza nie jest od tego, żeby dawać łapówki. Najwyżej odwrotnie”. Oto mamy cynizm i zepsucie lokalnej władzy doby lat 70.! Z kolei udający reportera TVP młody człowiek deklaruje: Gazety czytam, w telewizji robiędo fikcji jestem przyzwyczajony. Ten ostatni cytat to bardzo jednoznaczna krytyka stanu polskiej telewizji. Przypomnijmy, że Maciej Szczepański, szef radiokomitetu i protegowany samego Edwarda Gierka, był jedynym tej rangi dygnitarzem, który nie tylko został postawiony w stan oskarżenia, ale też osądzony i osadzony w więzieniu. Przy czym do aresztu trafił już w październiku roku 1980, zatem przebywał w nim w czasie realizacji Wyjścia awaryjnego, stając się tym samym łatwym łupem wszelkiej krytyki[6].

Wymowne jest też ukazanie hipokryzji pani naczelnik. Oficjalnie ma ona postępowe poglądy, jednocześnie obawia się opinii społecznej w związku z nieślubną ciążą córki. Oficjalnie też unika miejscowego proboszcza, starając się jednak mieć z nim poprawne układy. Zresztą ów kapłan (Bolesław Płotnicki) jest swego rodzaju miejscowym autorytetem i słynnym zielarzem, do którego po zioła ściągają tłumy ludzi. Być może jest to jakieś nawiązanie do ojca Andrzeja Klimuszko, zakonnika leczącego ziołami i jasnowidza, o którym nieoficjalnie dużo się w Polsce w latach 70. mówiło. W Wyjściu awaryjnym to właśnie do proboszcza-zielarza ze swoimi zdrowotnymi problemami przybywa ów prominent, a nie do przedstawicieli lokalnej władzy. Możemy zobaczyć jak mija samochodem panią naczelnik z powitalnym komitetem i jedzie prosto do kościoła. Tym samym ocena postawy naczelniczki staje się też oceną wyższego aparatu (wojewódzkiego), który głosząc materialistyczny światopogląd, nadzieję jednak pokłada w księdzu-zielarzu.

Postać kreowana przez Bożenę Dykiel jest również krytykowana za hipokryzję w kwestiach ekonomicznych. Pochwala ona gospodarkę państwową, jej mąż (Jerzy Michotek) zaś jest tzw. badylarzem ze szklarniami, w których hoduje piękne kwiaty. W dodatku ma lwowski akcent, a w szklarni – wśród najpiękniejszych róż – ustawił popiersie marszałka Piłsudskiego! Oczywiście, wszystko to było sprzeczne z oficjalną linią partii, do której pani naczelnik tak chętnie i głośno się przyznawała.

Jerzy Michotek i Bożena Dykiel Wyjście awaryjne. Autor: Stefan Kurzyp. Prawa: WFDIF /po Studiu Filmowym “Kadr”/

Kolejne komedie podejmujące wątek rozliczenia z ekipą Edwarda Gierka weszły na ekrany w 1985 roku. Były to Smażalnia story (premiera w maju) i Sprawa się rypła (premiera w sierpniu). Chociaż odnosiły się one do lat 70., różniły się od Wyjścia awaryjnego ogólnym klimatem. O ile bowiem obśmiewana w filmie Załuskiego pani naczelnik była jednak, mimo wszystko, sympatyczna, o tyle lokalni dygnitarze w pozostałych komediach nie budzą już żadnej sympatii.

Smażalnia story, co warto odnotować, była pierwszym filmem, którego akcja toczyła się podczas stanu wojennego. Komedię realizowano w 1983 roku, a ukończona trafiła do oceny Komisji kolaudacyjnej w lutym kolejnego roku. Film wzbudził żywą dyskusję ze względu na ukazanie w nim realiów stanu wojennego oraz negatywnej oceny władzy lokalnej. Zarzucono Smażalni…, że nie jest śmieszna, a raczej reprezentuje nurt, który można by określić jako realizm krytyczny. Uznano też, że skoro jej akcja dzieje się podczas stanu wojennego, to powinno w niej być więcej realiów z tamtego czasu. W obronie filmu wystąpił Czesław Petelski, reżyser znany ze swoich prorządowych sympatii. Był przekonany, że Smażalnia… spodoba się publiczności, co samo w sobie jest istotne. Natomiast sam reżyser, Józef Gębski, określił swój film jako obserwację obyczajową prowincji[7]. Odnosząc się do wypowiedzi Gębskiego, redaktor Drozdowski stwierdził: W czasie stanu wojennego kacyki terenowe były przestraszone i to była prawda, ale nie wyobrażam sobie, aby w tym okresie, kiedy działały ekipy wojskowe, organizowano tego rodzaju biby (…), aby takie wrażenie zrobił przyjazd dwóch facetów z telewizji (…) zachowanie celnika, kiedy dwóch ludzi przyjeżdża mercedesem, kiedy ten celnik znajduje coś ukrytego pod dachem samochodu i nie widzimy żadnych wynikających z tego konsekwencji. Przecież to są bzdury (…) Nie mówimy, że ten film zawiera elementy informacji, elementy realistyczne. Bardziej mógłbym się zgodzić na takie sekwencje, gdyby akcja filmu rozgrywała się w latach siedemdziesiątych, kiedy panowało pewne rozbuchanie[8].

Warto odnotować wypowiedź Drozdowskiego, który wskazuje na „rozbuchanie” we wcześniejszym okresie. Potwierdza ono przyzwolenie na krytykę poprzedniej ekipy rządzącej. Z kolei Smażalni... bronił dyrektor Stanisław Goszczurny, mówiąc: nie można powiedzieć, że ten film jest uderzeniem w problemy społeczne, bo co prawda celem scenariusza było uderzenie w warstwę władzy, która jest najtrwalszą, która do dziś pozostała w terenie i która działa niezgodnie z normami społecznymi i dlatego właśnie w taki sposób ustawione zostało zakończenie (…) Wiadomo, że nastąpiły bardzo duże zmiany na stanowiskach pierwszych sekretarzy KWP, ale na szczeblach gminnych ci sekretarze się trzymają (…) i dlatego nam się wydawało w Naczelnym Zarządzie Kinematografii, że będzie rzeczą potrzebną i pożyteczną wskazanie na takie przypadki (…), ale niestety to nie wyszło[9].

Przytoczone powyżej słowa Goszczurnego wyraźnie wskazują nie tylko na przyzwolenie na krytykę, ale chęć przeprowadzenia takowej na gruncie polskiego kina. Widać wyraźnie, że NZK postanowił włączyć się w rozliczenia z ekipą Gierka, podejmując z pełną świadomością problem krytyki lokalnej władzy. Zatem filmy powstałe w latach 80, a będące przedmiotem naszego zainteresowania, nie są efektem przypadku, ale wpisują się świadomie w kontekst polityczny.

Sam pomysł na scenariusz Smażalni… jest bardzo mało oryginalny; został zaczerpnięty bezpośrednio z Rewizora Mikołaja Gogola. Dwaj muzycy, którzy wracają z Finlandii, zostali przypadkowo wzięci za redaktorów z telewizji, którzy realizują reportaż o prowincjonalnym miasteczku. Zostają przyjęci z wielkimi honorami, ich przyjazd wszakże wzbudza wielką panikę w kręgach lokalnej władzy, która ma wiele do ukrycia. Oto bowiem okazuje się, że pod pozorem budowy smażalni ryb powstaje imponująca willa naczelnika. Materiały na nią pochodzą m.in. z rozebranego dworku modrzewiowego. Cała lokalna ekipa prominentów usiłuje ukryć swoje machinacje bądź przekupić domniemanych redaktorów. Miejscowe władze przedstawione są bez cienia sympatii, która jednak towarzyszy głównej bohaterce Wyjścia awaryjnego. Prominenci są nie tylko skorumpowani, ale w dodatku rozwiąźli i nadużywający alkoholu. Zwraca się uwagę na ich fizyczną brzydotę. W filmie zobaczyć można spotworniałe sylwetki naczelnika i jego zastępców odbite w krzywym zwierciadle – sceny w saunie. Jest w tym wyraźna sugestia, że tacy są w istocie lokalni decydenci, a odrażający wygląd odzwierciedla ich poziom etyczny.

Ciekawe, że szczególnie obrzydliwie jawią się nam przedstawiciele lokalnej władzy właśnie w saunie. W podobny sposób wykorzystano saunę również w Rykowisku, a także we wcześniejszym filmie Krzysztofa Zanussiego pt. Kontrakt (1980). Wydaje się, że sauna – jeden z symboli luksusu i nowoczesności lat 70. – staje się symbolem zepsucia i deprawacji. Być może kryje się tu nagana za wzorowanie się na zachodnim stylu życia? Lata 70. były okresem pewnego otwarcia na Zachód, zwiększyła się turystyka, a do Polski trafiły towary będące symbolami tamtejszego stylu życia (Coca-Cola, papierosy Marlboro). W okresie stanu wojennego i jeszcze po jego zniesieniu widać było wyraźne usztywnienie władzy w tym względzie, co odbiło się choćby na repertuarze kin i telewizji. Ekipa Jaruzelskiego jednoznacznie stawiała na kooperacje z sojusznikami z bloku państw demokracji ludowej, potępiając konsumpcjonizm i zapatrzenie na Zachód z poprzedniej dekady.

Zdzisław Smektała, Rudolf Schubert, Zbigniew Buczkowski Smażalnia story. Autor: brak danych. Prawa: WFDIF /po Studiu Filmowym “Kadr”/

Smażalnia story kończy się szczęśliwie: przybywają żołnierze pod dowództwem majora ubranego w mundur polowy i wprowadzają porządek. Naczelnik zostaje zawieszony w czynnościach, do miasteczka zaś przyjeżdża ekipa telewizyjna, żeby opowiedzieć ludziom w całej Polsce, co tu się działo. Widać więc, że stan wojenny i wojsko sprzyjają praworządności. Wojsko świetnie sobie radzi, nadużycia na pewno teraz już się skończą, wszystko będzie jak należy. I tym sposobem film dowodzi, że stan wojenny został wprowadzony słusznie!

A przy okazji na byłą ekipę zrzucić można odpowiedzialność za stan, w jakim znajduje się Polska pod rządami resztek decydentów z nadania Gierka. W Smażalni… widzimy straszliwy hotel urągający wszelkim zasadom higieny, restauracje z beznadziejną obsługą i obskurną fabryczkę, w której przy blasku malutkich lampek produkuje się świątki na eksport.

Równie ohydna jest Polska w obrazie Sprawa się rypła, który został nakręcony na podstawie sztuki Ryszarda Latki, w latach 70. cieszącej się sporą popularnością[10]. Akcja powstałego filmu nie została przeniesiona do lat 80. Nie mieli co do tego wątpliwości uczestnicy Komisji kolaudacyjnej, wskazując na lata 70. jako czas akcji[11]. Jednoznacznie można go również wyczytać z samej komedii – bohaterowie filmu, rodzina Placków, oglądają przez chwilę program telewizyjny, z którego wynika, że właśnie mamy trzydziestolecie Polski Ludowej. Jest zatem rok 1974.

Rodzina Placków ukrywa śmierć antenatki rodu, babci Kornelii, która zmarła kilka dni przed setnymi urodzinami. Chodzi im o prezenty przygotowane przez lokalne władze dla dostojnej jubilatki. Za babcię przebiera się więc jej syn. W końcu oszustwo zostaje zdemaskowane. Jednak lokalne władze decydują się sprawę zatuszować, szczególnie że życzenia dla babci Kornelii przysłał sam I sekretarz. Przyjeżdża telewizja, odbywa się wielka gala, cała Polska podziwia jubileusz babci Kornelii. Sprawa się rypła to nie tylko krytyka lokalnej władzy, lecz również – może nawet przede wszystkim – telewizji tamtych lat i propagandy sukcesu. Pojawia się przy tym ciekawy szczegół: nikt nie odważa się powiedzieć głośno prawdy, bo sprawozdanie z jubileuszu ma ponoć oglądać sam pierwszy sekretarz – Edward Gierek. A więc znów pojawia się kwestia „malowanych płotów” i wynikający z nich fakt utrzymywania władzy zwierzchniej w niewiedzy. Może zatem miał trochę racji Gierek, mówiąc że był niedoinformowany. Tak wynika z filmu, choć chyba wbrew intencji autorów.

Filmowy obraz prowincjonalnej Polski przypomina tu ten ze Smażalni story. Jest brzydko, brudno, wszędzie błoto, właściwie obrzydliwie. Ludzie są zawistni, skąpi, piszą donosy powodowani zazdrością. Nie ma właściwie nic urzekającego w polskiej prowincji, a w ludziach – zarówno tych zwykłych jak i lokalnej władzy – nic dobrego i szlachetnego. Zaś telewizja, a są to czasy rządów Macieja Szczepańskiego, kłamie z lubością, posługując się tzw. nowomową.

Pomimo wpisywania się w bieżący kontekst polityczny, oba filmy nie zyskały przychylności krytyki. Recenzentka bardzo popularnego tygodnika „Film” pisała o Smażalni…: Mamy więc na ekranach „Smażalnię story”, przerażającą komedię szczerzącą do widzów spróchniałe zęby, na której nie sposób, mimo najszczerszych chęci, choć raz się uśmiechnąć[12]. Z kolei o reżyserze Sprawa się rypła czytamy: Nie powstrzymał się od najprymitywniejszych chwytów, aby ośmieszyć ludzkie przywary i namiętności. Na nikim nie pozostawił suchej nitki. Raz po raz nadużywa wrażliwości widzów, przekraczając granice dobrego smaku[13]. Oboje recenzentów zwraca przy tym uwagę na to, że pochodzące jeszcze z poprzedniej dekady literackie pierwowzory filmów były znacznie lepsze, mowa tu zarówno o sztuce Ryszarda Latki, jak i pierwotnej wersji scenariusza Smażalni… napisanej przez białostockich dziennikarzy, Andrzeja Bartosza i Wiesława Janickiego, noszącej tytuł Krajobraz po naświetleniu. Jednak w przypadku Bartosza i Janickiego, pod koniec lat 70. ich scenariusz wydał się zbyt śmiały i nie został skierowany do realizacji. Elżbieta Dolińska w swojej krytycznej recenzji stwierdza, że odgrzany obecnie scenariusz, wobec tego, co zdążyło się wydarzyć w Polsce, już na nikim nie robi wrażenia i nie szokuje. A jeśli dodać do tego prymitywny humor, całość wypada żenująco[14]. Właściwie identyczną refleksję ma recenzent Sprawy…, pisząc: po zimnym prysznicu początku lat 80. widać wyraźnie, iż krytyka rzeczywistości w sztuce Latki jest powierzchowna i szablonowa[15].

Franciszek Pieczka Sprawa się rypła. Autor: brak danych. Prawa: Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny

Recenzenci krytykują prymitywizm obu komedii, z czym trudno się nie zgodzić. Podnoszą przy okazji jednak problem naśmiewania się z lokalnych dygnitarzy, które – w ich opinii – w roku 1985 nie jest ani śmiałe, ani odkrywcze. I ta refleksja wydaje się trafna. W sumie z obu filmów wynika jedno: w 1984 roku nie można było wyprodukować filmu podważającego ustrój, czy też krytycznego wobec władz wyższych, oficerów MO lub wojska. Naczelnik gminy, dyrektor, ewentualnie małomiasteczkowy komendant MO (podoficer) to były postacie, których krytykę dopuszczano już wcześniej i nic się tu nie zmieniło. O ileż bardziej drapieżna jest komedia Barei Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz, powstała jeszcze w czasach rządów Edwarda Gierka (premiera w 1978 roku). W sumie więc zarówno Smażalnia story jak i Sprawa się rypła nie miały wiele widzom do zaoferowania, a ich „proreżimowy” charakter i wpisywanie się w ogólną krytykę byłej ekipy rządzącej też na nikim nie mogłoby zrobić wrażenia.

Mimo tego nurt rozliczeniowy znalazł jednak swoją kontynuację. Oto w marcu 1987 roku na ekranach kin pojawiło się wyprodukowane rok wcześniej Rykowisko. Pomysł filmu narodził się już w latach 80. Autorem scenariusza był Andrzej Mularczyk, który wcześniej napisał tak udane scenariusze jak te, które stały się podstawą Samych swoich (reż. Sylwester Chęciński, 1967) i pozostałych części przygód rodzin Pawlaków i Kargulów. Ponoć tekst, który napisał Mularczyk, był całkiem udany, a nawet nagrodzony został w konkursie „Czterdziestolecie PRL”[16] – choć ten ostatni fakt niekoniecznie musi być najlepszą rekomendacją. Nie ulega wątpliwości, że akcja Rykowiska osadzona jest w realiach poprzedniej dekady. Możemy nawet dookreślić, że w pierwszej połowie lat 70. Da się to wywnioskować z mapy (z podziałem administracyjnym Polski sprzed reformy terytorialnej, którą przeprowadzono w 1975 roku) zawieszonej w gabinecie jednego z prominentów. Z pewnością akcja nie dzieje się w latach 60., bowiem o tych w Rykowisku mówi się jako o zamkniętej przeszłości.

Rykowisko jest zatem kolejną komedią rozliczeniową (na ile śmieszną, to inna sprawa), w której poddaje się całkowitej krytyce elity rządzące – począwszy od ministra, idąc w dół, z największym naciskiem na te lokalne. Krytyka ta jest właściwie identycznie zorganizowana jak w poprzednich omawianych filmach: korupcja, nadużywanie władzy, służalczość, cynizm, kunktatorstwo. Znalazło się nawet miejsce dla sauny w leśniczówce miejscowego dygnitarza, która jest także domem schadzek. Dodajmy, że ten ostatni wątek niezwykle zbulwersował niektórych członków Komisji kolaudacyjnej, bo w Rykowisku pojawia się sugestia, że bywające tam dziewczyny pracują za dolary[17]. Akcja filmu dotyczy tzw. polowań dewizowych, a w tym konkretnym przypadku – polowania specjalnego zorganizowanego dla senatora Caposty z USA, z pochodzenia Polaka, który może ułatwić nawiązanie kontaktów handlowych ze Stanami Zjednoczonymi. Mamy tu zatem podjętą przez twórców próbę oceny “zapatrzenia w Zachód”, które prowadzi do patologii i wynaturzeń.

Film, podobnie jak poprzednie, nie spodobał się recenzentom, którzy uznali go za kiepski[18]. Zawarta w nim krytyka minionego okresu w drugiej połowie lat 80. też na nikim już wrażenia zrobić nie mogła. Polacy byli zmęczeni trwającym kryzysem i zupełnym brakiem perspektyw i raczej skłonni, by zacząć idealizować minioną dekadę, niż ją potępiać. Wypisywane na murach hasło: Wracaj Gierek do koryta, lepszy złodziej niż bandyta bliższe było duchowi tamtych czasów niż idee rozliczania z byłym I sekretarzem.

Na Rykowisku wyczerpał się nurt rozliczeniowy w polskiej komedii lat 80. Najbardziej udane było z pewnością Wyjście awaryjne, choć pod pewnymi względami ciekawa jest też Smażalnia story. Chodzi mi tu o ukazanie, wprawdzie marginesowo, ale jednak, pewnych realiów stanu wojennego. Gdy bohaterowie filmu, dwaj muzycy, wracają z Finlandii, gdzie pracowali, widzą Polskę 1982 roku. Po ulicach miast jeżdżą wozy opancerzone, wszędzie pełno jest uzbrojonych żołnierzy. Robi to upiorne wrażenie, nawet po latach, choć nie mam pewności, czy jest ono zgodne z intencjami autorów Smażalni…. Wojsko jest bowiem jedynym pozytywnym bohaterem tej komedii i jego obecność powinna raczej uspokajać. Ale nie uspokaja, budzi grozę, być może zwłaszcza u tych, którzy tamte lata pamiętają.

Roman Wilhelmi i Sławomira Łozińska Rykowisko. Autor: Wiktor Nitkiewicz. Prawa: WFDIF /po Studiu Filmowym “Kadr”/

W tym miejscu warto napomknąć jeszcze o serialu Alternatywy 4 w reżyserii Barei. Przede wszystkim dlatego, że ówczesne władze telewizji zgodziły się na jego emisję pod warunkiem wpisania go w nurt rozliczeniowy z ekipą Gierka. Poza tym okoliczności powstania i realizacji całości były niezwykłe. Alternatywy 4 były kręcone w stanie wojennym – jeden ze scenarzystów był czasowo internowany, a potem opuścił Polskę, zaś sam reżyser współpracował z opozycją. Jest to zatem serial o niezwykłej historii, w dodatku akcja osadzona jest w realiach początku lat 80., a nie – jak usiłowano przekonać widza – we wcześniejszej dekadzie.

Niemniej początki serialu sięgają jeszcze 1979 roku, kiedy dwaj dziennikarze studenckiego pisma „Itd” wpadli na pomysł serialu o mieszkańcach jednego z warszawskich bloków. Początkowo całość autorstwa Janusza Płońskiego i Macieja Rybińskiego liczyć miała tylko sześć odcinków. Ostatecznie Bareja, który był już autorem scenopisu z nagromadzonego materiału, nakręcił ich dziewięć. Początek zdjęć planowano na wrzesień 1981 roku, jednak bardzo szybko je przerwano z powodu choroby serca Barei[19]. Nowy termin zaplanowano na… 14 grudnia 1981! Sytuacja, w jakiej znalazła się cała ekipa zatrudniona przy Alternatywach, bardzo się skomplikowała. Szczególnie ze względu na bojkot telewizji przez aktorów i twórców, którzy nie chcieli, aby w jakikolwiek sposób utożsamiano ich z władzą. Ów bojkot trwał cały 1982 rok. Mimo tego udało się serial ukończyć. Wynikało to także z faktu, że aktorzy umowy mieli podpisane już wcześniej, musieli się z nich zatem wywiązać pod groźbą kary. Poza tym w dokumentacji zdjęciowej dzień oficjalnego rozpoczęcia zdjęć przypadał na 12 grudnia[20]. Zdjęcia ukończono w kwietniu 1985 roku.

Szczęśliwie, nikt z władz telewizji nie interesował się bliżej realizacją serialu i tym, że pod wpływem zmieniającej się sytuacji zewnętrznej, zmienia się też i scenariusz. Autorzy postanowili bowiem całość uaktualnić, sugerując, że akcja wcale nie dzieje się w końcówce lat 70., ale właśnie w 1982 roku. Pojawiają się zatem Rozmowy kontrolowane, o czym rozmawiają robotnicy na budowie, pojawiają się paczki charytatywne przysyłane z Zachodu do Polski właśnie w czasie stanu wojennego, a także pewne aluzje w opowieści docenta Furmana o kłopotach z profesurą, o którą się starał. Domyśleć się można, że docent, zwolennik władzy, zaczął mieć kłopoty w czasie Solidarności, która zakwestionowała – zapewne słusznie – jego dorobek naukowy. Z kolei prominent Winnicki zostaje odesłany jako ambasador do jednego z krajów Ameryki Środkowej, co może nasuwać myśl o rozliczeniach z ekipą Gierka.

Zresztą cała historia opowiedziana w serialu o tyranizowanych przez dozorcę lokatorach jednego bloku, którzy w końcu jednoczą się i skutecznie buntują, jest wielką metaforą losów ówczesnej Polski, w którą wpisuje się i historia Solidarności, i wszystkich protestów społecznych. Koniec serialu jest jednak pełen goryczy. Nie mógł być jednak inny w tamtym momencie. Dozorca Stanisław Anioł (Roman Wilhelmi), który jest figurą komunistycznego satrapy, powraca na wyższym stanowisku jako kierownik całego osiedla, elegancko ubrany i korzystający ze światowych funduszy. Co prawda i lokatorom się polepszyło, ale prawdziwym wygranym jest Anioł. Czyżby to była aluzja do nowej ekipy, która przyszła po Edwardzie Gierku? Bo przecież wielu nowych prominentów, włącznie z I sekretarzem Wojciechem Jaruzelskim, karierę zaczynało zdecydowanie wcześniej, by teraz przesunąć się odpowiednio wyżej.

Smutnym komentarzem tej historii może być los jednego z dwóch scenarzystów, Macieja Rybińskiego. W stanie wojennym był czasowo internowany, a potem pozbawiony możliwości wykonywania zawodu. Zagrał jeszcze malutki epizod w Alternatywach jako pijany w autobusie, następnie zdecydował się wyjechać z Polski, nie widząc dla siebie żadnych możliwości. W tym samym czasie Bareja już od paru lat współpracował z demokratyczną opozycją, w czasie stanu wojennego parokrotnie goszcząc Regionalny Komitet Wykonawczy Regionu Mazowsze ze Zbigniewem Bujakiem i Zbigniewem Romaszewskim. Był też współtwórcą nielegalnego, podziemnego pisma satyrycznego „Strachy na Lachy”[21].

Po ukończeniu zdjęć i zmontowaniu całości serial przekazano do kolaudacji. Współscenarzysta Janusz Płoński wspomina: W salce projekcyjnej zapadła cisza. A po długiej chwili padło jedno pytanie: Kto pozwolił na wyprodukowanie tego serialu? A potem: „dziękujemy” i „do widzenia”. Serial powędrował na półkę[22].

Zofia Czerwińska, Helena Kowalczykowa, Jerzy Kryszak, Janusz Gajos, Kazimierz Kaczor, Krystyna Tkacz, Wiktor Zborowski, Mieczysław Voit, Wiesław Gołas, Witold Pyrkosz, Ryszard Raduszewski Alternatywy 4. Autor: brak danych. Prawa: nieustalone.

Alternatywy 4 na półce leżały do listopada 1986 roku, kiedy to wreszcie trafiły na ekrany telewizorów. Nie bez znaczenia było to, że serial został nielegalnie skopiowany na taśmy VHS i krążył po Polsce. Władze telewizji oczywiście nie były z tego zadowolone, bo nic na tym nie zarabiały, a nakręcenie wszystkich dziewięciu odcinków było sporą inwestycją. Inna sprawa, że w drugiej połowie lat 80. nacisk ideologiczny jednak nieco zelżał. Zapadła zatem decyzja, aby Alternatywy wyemitować, choć z pewnymi zmianami (np. podsłuch u profesora Dąba-Rozwadowskiego zakłada nie SB, ale członkowie dziwnej organizacji przywodzącej na myśl stowarzyszenie „Grunwald”). Ale najważniejszą ze wszystkich zmian było wyposażenie pierwszego odcinka w napis na samym jego początku, który wskazuje w jakich czasach dzieje się akcja. Brzmi on jednoznacznie: Dawno, dawno temu w okresie propagandy sukcesu.

Napis ten, będący pomysłem telewizji, mógł rozwiązać wiele problemów i wątpliwości cenzorów. Wpisywał się idealnie w politykę rozliczeń z ekipą Gierka. A to, że nikt nie dał się owemu napisowi zwieść, to już inna sprawa. Alternatywy 4 stały się w gruncie rzeczy obrazem Polski z początku lat 80., z czasu stanu wojennego. Nie ma tu wojska i transporterów opancerzonych na ulicach, ale gdy profesor-opozycjonista, Dąb-Rozwadowski, mówi w jednym z odcinków do słuchawki telefonu: Adam, nie jąkaj się, nikt nie ma wątpliwości, że to nie dekada Gierka jest przedmiotem opisu.

Dla polskiej kinematografii okres 1982–1989 nie był szczególnie udany. Tadeusz Lubelski uważa, że to lata regresu i zmarnowanych szans[23], z kolei reżyser Wojciech Marczewski w 1990 roku zadawał retoryczne pytanie: Koledzy, czy naprawdę musieliście robić te wszystkie filmy?[24]. To ostatnie pytanie można skierować także do autorów komedii z nurtu rozliczeniowego. Udane było Wyjście awaryjne, może dlatego, że zrobione jeszcze przed stanem wojennym, który ewidentnie nie przysłużył się jakości polskich filmów. Smażalnia story, Sprawa się rypłaRykowisko zdają się wpisywać w hasła ówczesnej propagandy, według których powodzenie lub niepowodzenie gospodarcze całego kraju jest związane z osobistą uczciwością rządzących, a załamanie spowodowane było złodziejstwem elit[25]. Schemat fabularny jest zawsze ten sam: dygnitarze z czasów Gierka dopuszczali się gospodarczych nadużyć i byli zupełnie bezkarni. Dopiero dzięki stanowi wojennemu (zob. Smażalnia story) można liczyć na sprawiedliwość. Nurt rozliczeniowy nie okazał się jednak wielkim sukcesem. Widownia preferowała komedie Juliusza Machulskiego, w których ewentualne odniesienia do PRL były zgoła innego rodzaju, czy choćby produkcje w stylu Och, Karol (reż. Roman Załuski, 1985).

Oczywiście Alternatywy 4 to zupełnie inna, a wręcz odwrotna historia. W tym przypadku próba włączenia serialu do nurtu rozliczeniowego, wbrew intencjom twórców, nie powiodła się.

Przypomniane tu filmy, poza serialem Stanisława Barei, nie przeszły do historii polskiego kina. Pozostają jednak ciekawym przykładem prób wpisywania się w hasła bieżącej polityki lub nadążania za nią. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie – czy wynikało to z przekonań autorów, czy kunktatorstwa? A może po prostu sądzono, że coś takiego spodoba się widzom? W każdym razie, jak wynika z przytoczonych wcześniej rozmów podczas kolaudacji Smażalni story, kierujący film do rozpowszechniania zdawali sobie sprawę z jego proreżimowej wymowy.

Dorota Skotarczak – prof. dr hab., kierownik Pracowni Historii Wizualnej w Instytucie Historii UAM. Zajmuje się historią wizualną, historią kultury, kulturą PRL. Autorka ok. 170 publikacji, w tym książek: Od Astaire’a do Travolty. Amerykański musical filmowy w kontekście historii Stanów Zjednoczonych 1927–1979, Poznań 1996; Historia amerykańskiego musicalu filmowego, Wrocław 2002; Obraz społeczeństwa PRL w komedii filmowej, Poznań 2004; Historia wizualna, Poznań 2012; Otwierać, milicja! O powieści kryminalnej w PRL, Szczecin-Warszawa 2019.

Streszczenie:

Po wprowadzeniu stanu wojennego na ekranach pojawiło się kilka komedii filmowych, które – mniej bądź bardziej krytycznie – pokazywały Polskę lat 70., czyli czasów, kiedy pierwszym sekretarzem KC PZPR był Edward Gierek. Były to: Wyjście awaryjne (reż. Roman Załuski, 1982), Smażalnia story (reż. Józef Gębski, 1985), Sprawa się rypła (reż. Janusz Kidawa, 1985), Rykowisko (reż. Grzegorz Skórski, 1987). Schemat fabularny filmów był zawsze ten sam: dygnitarze z czasów Gierka dopuszczali się gospodarczych nadużyć i byli zupełnie bezkarni. Komedie te, jak wynika z zachowanych stenogramów z komisji kolaudacyjnych, wpisywały się świadomie w klimat politycznych rozliczeń z ekipą Edwarda Gierka. 

After martial law was imposed, a number of comedies appeared on screens, which – more or less critically – presented a picture of Poland in the 1970s, i.e. the times when Edward Gierek was the First Secretary of the Central Committee of the Polish United Workers’ Party. These were: Wyjście awaryjne (1982, dir. Roman Załuski), Smażalnia story (1985, dir. Józef Gębski), Sprawa się rypła (1985, dir. Janusz Kidawa), Rykowisko (1987, dir. Grzegorz Skórski). The plot scheme of the films is always the same: dignitaries from the Gierek era committed economic abuses and were then completely unpunished. These comedies, according to the preserved transcripts from the collation committees, were consciously part of the climate of political settlements with Edward Gierek’s team.


  1. J. Szumski, Rozliczenia z ekipą Gierka 1980–1984, Warszawa 2018, s. 196–199.

  2. Np. P. Osęka, Polowanie z nagonką, czyli jak PZPR wykończyło ekipę Gierka, [w:] Sekrety PRL-u, pod red. A. Radzikowskiej, Warszawa 2011; T. Kozłowski, Oskarżony Edward Gierek, „Polityka” 2013, nr 49; J. Szumski, dz. cyt. 

  3. D. Skotarczak, Otwierać, milicja! O powieści kryminalnej w PRL, Warszawa-Szczecin 2019, s. 165–168.

  4. Protokół z posiedzenia Komisji kolaudacyjnej Filmów Fabularnych w dniu 19 marca 1982 roku. Na porządku dziennym: omówienie filmu pt. „Wyjście awaryjne”, Archiwum Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego, A–344, poz. 291.

  5. AFINA, A–344, poz. 291.

  6. Zob. wspomnienia Macieja Szczepańskiego, np. Krwawy Maciek nie boli. Rozmowa z Maciejem Szczepańskim, [w:] T. Torańska, Byli, Warszawa 2006; B. Modrzejewska, Prezesi. Oni rządzili TVP, Warszawa 2015, s. 36–38.

  7. Protokół z posiedzenia Komisji kolaudacyjnej w dniu 10 lutego 1981 roku, kolaudacja filmu Smażalnia story, AFINA, A–344, poz. 356.

  8. Tamże.

  9. Tamże.

  10. B. Zagroba, Ślepy zaułek, „Film”, 1985, nr 48, s. 9.

  11. Stenogram z posiedzenia Komisji olaudacyjnej w dniu 02.08.1984. Na porządku dziennym: omówienie filmu pt. Sprawa się rypła, AFINA, A–344, poz. 377.

  12. E. Dolińska, Zombi, „Film” 1985, nr 22, s. 9.

  13. B. Zagroba, Ślepy zaułek, „Film” 1985, nr 48, s. 9.

  14. E. Dolińska, dz. cyt. 

  15. B. Zagroba, dz. cyt. 

  16. E. Dolińska, Zombi, „Film”, 1987, nr 16, s. 9.

  17. Stenogram z posiedzenia Komisji kolaudacyjnej Filmów Fabularnych w dniu 4 czerwca 1986 roku, kolaudacja filmu „Rykowisko”, AFINA, A–344, poz. 437.

  18. E. Dolińska, Kafka z rogami, „Film” 1987, nr 16, s. 9; M. Brzostowiecka, Strzał z ambony, „Ekran” 1987, nr 16, s. 6–7.

  19. J. Płoński, dz. cyt., s. 11, 14.

  20. J. Płoński, dz. cyt. 

  21. Opowiada o tym m.in. córka reżysera, Katarzyna Bareja, https://www.tvp.pl/seriale/archiwalne/alternatywy-4-w-hd/wspomnienia/katarzyna-bareja-jakim-tata-byl-stanislaw-bareja/16221299?id=&sort_by=POSITION&sort_desc=&start_rec=0&listing_mod=&with_video= [dostęp: 26.01.2022].

  22. J. Płoński, dz. cyt., s. 12–13.

  23. T. Lubelski, Film fabularny, [w:] Encyklopedia kultury polskiej. Film. Kinematografia, pod red. E. Zajička, Warszawa 1994, s. 164.

  24. M. Sułkowski, Powinniśmy się rozliczyć. Mówi Wojciech Marczewski, „Kino” 1990, nr 8, s. 11.

  25. J. Szumski, dz. cyt., s. 40.

30 stycznia 2022