DOI: 10.56351/PLEOGRAF.2022.3.18
Joanna Łopat: – „Co to takiego, ta Polska?” pyta Jacek w pani filmie, w Kobiecie samotnej (1981). Co to takiego, ta Polska, do której wróciła pani z Pragi w 1971 roku?
Agnieszka Holland: – To był czas renesansu politycznego. Szczególnie dla mnie, bo przyjechałam z Czechosłowacji, gdzie następowała wielka smuta polityczna, początek normalizacji. Wypuszczono mnie z więzienia i oskarżono o „rozbijanie systemu światowego komunizmu”[1]. Przyjechałam do Polski, która była po zmianie I sekretarza[2] i wyglądało na to, że następuje pewna liberalizacja, również w dziedzinie kinematografii. Niektórzy w nią uwierzyli, inni byli nieco bardziej sceptyczni. Ale była jakaś dynamika.
Joanna Łopat: – To był czas, kiedy ludzie uwierzyli. Gierek pytał: Pomożecie? I ludzie odpowiedzieli: Pomożemy! Uwierzyli. Jak pani wspomina polityczno-społeczną atmosferę tamtych czasów?
Agnieszka Holland: – Późny Gomułka był przygnębiający. Wystarczy wspomnieć 1968 rok i jego konsekwencje oraz grudniowe wydarzenia. To wszystko spowodowało, że jak przyszedł ktoś nowy i powiedział, że będzie inaczej, to chciało mu się wierzyć. Chciało się wierzyć, że będzie inaczej. Zresztą było inaczej. Nastąpiła pewna liberalizacja. Znacznie mniejszy stopień ideologizacji, niż za późnego Gomułki. Większą rolę odgrywali pragmatyczni technokraci. Jakoś nie było takiego zapału żeby cenzurować i żeby prześladować. Z więzienia wyszli ludzie, których znałam. Którzy znaleźli się tam po marcu. Mieli kłopoty z pracą, ale dało się funkcjonować. Ja natomiast, po doświadczeniu czechosłowackim, byłam ostrożna i sceptyczna. Nie miałam wielkiej ufności. Nie wierzyłam, że ta zmiana będzie głęboka. Ale pojawiła się nowa energia. Przy czym nie mieliśmy wielkiego porównania. Ja nie znałam innych krajów i innego systemu. Podobnie, moi koledzy. Ich znajomość innego świata była incydentalna. Niektórym – tym z lepszych domów – zdarzało się pojechać na wakacje na Zachód. To wszystko było relatywne. Choć był szereg sygnałów, że jakoś da się żyć. I stopniowo opozycyjna działalność zaczęła nabierać wigoru.
Joanna Łopat: – Zaangażowała się pani?
Agnieszka Holland: – Szybko zdałam sobie sprawę z tego, że jeśli zaangażuję się w działania opozycyjne, to nie będę miała szans na robienie filmów. Zdecydowałam, że skupię się na robieniu filmów i działalności w ramach środowiska filmowego. Synergia kilku ważnych osobowości w polskim kinie – takich jak Andrzej Wajda[3], Krzysztof Zanussi[4] i nabierający coraz większego autorytetu Krzysztof Kieślowski[5] oraz introwertyczny, ale z silną moralną obecnością, Stanisław Różewicz[6] – spowodowała, że zaczęliśmy się organizować i robić swego rodzaju sieć solidarności w działaniach Stowarzyszenia Filmowców. Zaczęliśmy bronić siebie nawzajem i pewnych wartości.
Joanna Łopat: – W środowisko filmowe wprowadził panią Stanisław Latałło.
Agnieszka Holland: – Tak. Staszek[7] był mężem mojej przyjaciółki jeszcze z dzieciństwa. I to on zorganizował spotkanie z kolegami po łódzkiej szkole, którzy wtedy pracowali głównie w dokumencie. Wśród nich był Tomek Zygadło[8], Krzysztof Kieślowski, Andrzej Titkow[9], Bohdan Kosiński[10]. Oni byli bardzo ciekawi moich praskich doświadczeń, a ja byłam ciekawa, jak oni widzą rzeczywistość i szanse, żeby robić coś w miarę niezależnie.
Joanna Łopat: – Jak to widzieli?
Agnieszka Holland: – Zygadło z Kieślowskim byli w trakcie robienia dokumentu Robotnicy 71. Nic o nas bez nas (1972), i zaczynali odczuwać, że może się nie udać. Mimo gwarancji i obietnic, że montaż, który przedstawią będzie montażem ostatecznym, to okazało się, że to zostało zmanipulowane[11]. Myślę, że dla nich to było bardzo bolesne doświadczenie, które spowodowało, że zdecydowali nie robić już dokumentów, które były bezpośrednio zaangażowane politycznie. To były pierwsze sygnały, że nie będzie tak pięknie. I to stało się dość wcześnie.
Joanna Łopat: – Jakie na pani zrobili wrażenie?
Agnieszka Holland: – Bardzo dobre. Byli szczerzy, otwarci, ciekawi. Największe wrażenie zrobił Kieślowski. Pewnie dlatego, że najmniej się odzywał. Ale jak tylko coś powiedział, to wszyscy zwracali głowę w jego stronę. Zorientowałam się, że to on jest najbardziej charyzmatyczną osobą. Agnieszka Holland: – Ale nasza przyjaźń zaczęła się trochę później. Bo był Staszek i Staszek w naszej przyjaźni był dość zaborczy. Z Kieślowskim pierwszy raz, tak prywatnie, spotkałam się, jak byłam w ciąży. Jego córka była kilka miesięcy starsza od mojej Kasi. Zaproponował mi jakieś rzeczy dla dziecka i tak się zaczęło. Stopniowo coraz bliżej byłam z Krzyśkiem. Tymczasem w zespole Wajdy[12] zebrała się grupa absolwentów łódzkiej szkoły – Feliks Falk[13], Janusz Kijowski[14], Jerzy Domaradzki[15], Janusz Zaorski[16], Paweł Kędzierski[17], Marcel Łoziński[18], którzy też mieli ambicje fabularne.
Joanna Łopat: – Była pani jedyną kobietą w tej grupie?
Agnieszka Holland: – Tak. I to było dość komicznie. Krytycy mówili, że w tym towarzystwie ja jestem najbardziej męska i to ja noszę spodnie. Dzisiaj to brzmi jak seksizm, ale wtedy traktowałam te słowa, jak komplement. Aż do momentu, kiedy sobie uświadomiłam, że nie jestem facetem i widzę świat trochę inaczej. Chociaż dla nas wszystkich wróg był ten sam: komuna i cenzura. I to się nasilało. Było coraz bardziej jasne, że system jest opresyjny, niewydolny i że ingeruje w nasze wolności twórcze, ale jednocześnie gra z tym – podchody, wyszukiwanie szczelin – była do pewnego stopnia fascynująca.
Joanna Łopat: – Jak wyglądały te podchody z cenzurą?
Agnieszka Holland: – Na początku scenariusz trafiał do Naczelnego Zarządu Kinematografii Ministerstwa Kultury i Sztuki[19]. Tam był zatwierdzony do realizacji lub nie. Później film robiło się w pełnej wolności, aż do kolaudacji, na której pokazywano ostateczny montaż. Na takim pokazie był cenzor. I myśmy mieli różne strategie i taktyki, żeby go zmylić. Taka najbardziej prosta – ale działała – polegała na tym, że podsuwaliśmy coś, na co cenzura od razu się rzucała, nie zauważając bardziej złożonych sensów. Zawsze były ze dwie sceny, przy których w kieszeni cenzora otwierał się nóż. I wtedy zaczynało się wokół tego kłócić, dyskutować, a reszta jakoś przechodziła. Ale w gruncie rzeczy ta cenzura była ograniczona do kilku głównych spraw dotyczących Związku Radzieckiego, czy Partii.
Joanna Łopat: – Trafiła pani do Zespołu Filmowego „X”. Ale to nie było takie oczywiste. Na początku chciała pani pracować z Tadeuszem Konwickim[20], ale on powiedział, że przeforsowanie pani rzeczy będzie wymagało dużej siły. I odesłał do Wajdy. Nazwał go „szlachetnym draniem”.
Agnieszka Holland: – On użył nawet ostrzejszego wyrażenia niż „drań”. Konwicki powiedział, że on jest taki sam skurwysyn jak wszyscy inni, tylko trochę bardziej wielkoduszny. Dlaczego tak powiedział – nie wiem. Konwicki był bardzo kostyczny. Natomiast Wajda był dla swoich kolegów nierozpoznawalny. Wydawało się, że to taki kolorowy ptak, że myśli tylko o swojej karierze. Traktowali go tak, jak dzisiaj traktują Gośkę Szumowską[21]. Z mieszaniną zazdrości i nieufności. Ostatecznie nie zgłosili się do niego żadni jego rówieśnicy, a on w naturalny sposób stał się patronem młodych. Jednak te sceptyczne i nieufne opinie na temat Wajdy się nie sprawdziły. On dał nam ogromnie dużo. Dużo konsekwentnego i odważnego wsparcia. Już nie mówiąc o tym, że był bardzo inspirującym partnerem do rozmów, analiz, lektur.
Joanna Łopat: – Kilka lat trwało zanim w panią uwierzył. Albo nie tyle w panią, co w szanse na pani zaistnienie. I tu nie chodzi o kompetencje tylko o coś więcej. O nazwisko.
Agnieszka Holland: – On we mnie uwierzył, kiedy zrobiłam Emigrantów (1976) Sławomira Mrożka w Gorzowie Wielkopolskim[22]. Wajda tam przyjechał i mu się szalenie podobało. Nawet pożyczył kilka pomysłów inscenizacyjnych. Wtedy też zaproponował mi asystenturę przy Człowieku z marmuru (1976). Ja się bardzo zapaliłam. Zrobiłam zdjęcia próbne. I wtedy przyszedł prikaz z Ministerstwa Kultury, że ma mnie wyrzucić. On powiedział, że rozumie wszystko, ale to on ma decydować o tym, jakich współpracowników sobie dobiera. Wraz z kierowniczką produkcji Barbarą Pec-Ślesicką, podjęli decyzję, że nie będą kontynuować produkcji, dopóki sprawa się nie wyjaśni. Z tego zrobił się mini skandal. I większość kolegów – łącznie z Kawalerowiczem – się za mną ujęła. Wajda był wtedy w związku z Krysią Zachwatowicz[23], która była zdecydowanie antyreżimowa. Antyreżimowa i bardzo świadoma. I on zaczął dojrzewać politycznie. Myślę, że istotny był wpływ młodych ludzi, którzy nie przeżyli wojny i inaczej niż on doświadczali tej reżimowej rzeczywistości. W latach 70. nastąpiła aktywizacja polityczna Wajdy. To było widać w sposobie, w jakim prowadził zespół i Stowarzyszenie Filmowców, kiedy został jego prezesem. Potem była jego wizyta w Stoczni. I stosunki z ruchem ,,Solidarności”. To był proces. On zaczął otwierać się na spawy innych ludzi. I wtedy zaproponował, że mnie adoptuje, bo zrozumiał, że głównym moim problemem jest nazwisko związane z historią mojego ojca. A poza tym przez dwadzieścia lat byłam Agnieszką Holland i nie widziałam powodu, by to nagle zmieniać z powodu zawarcia małżeństwa. Ale ja mu jednak podziękowałam. Bo przecież mogłam zmienić nazwisko w momencie, w którym wyszłam za mąż, ale nie zrobiłam tego z oczywistych dla mnie przyczyn. Mój ojciec stał się ofiarą tego reżimu[24]. Zależało mi, by się od niego nie odcinać, by zachować wierność wobec jego pamięci.
Joanna Łopat: – Pełnometrażowym filmem zadebiutowała pani w 1976 roku wspólnym filmem z Pawłem Kędzierskim i Jerzym Domaradzkim Zdjęcia próbne (1976). Potem byli Aktorzy prowincjonalni (1978), a następnie zrealizowała pani Gorączkę (1980). Odnoszę wrażenie, że tymi filmami wyraża pani poczucie „że niewiele można zrobić, co by od nas zależało”. Mylę się? Czy miała pani świadomość, że film i wasza aktywność mają sens?
Agnieszka Holland: – Nasze filmy spotkały się z ogromnym zainteresowaniem widzów – nieproporcjonalnym do swojej atrakcyjności komercyjnej – i miały naprawdę ogromną widownię. Mieliśmy wiele spotkań z widzami. Widzieliśmy, że to do ludzi trafia, uruchamia całą sferę dyskusji i rozmów. Mieliśmy poczucie, że po jednym odważnym filmie człowiek stawał się artystą niemalże narodowym. Myślę, że to dodawało nam skrzydeł.
Joanna Łopat: – Czy właśnie taka atmosfera panowała przy okazji premiery Aktorów prowincjonalnych?
Agnieszka Holland: – Pierwszy raz pokazałam ten film w Koszalinie, na festiwalu Młodzi i Film[25], któremu patronował Związek Młodzieży Socjalistycznej. Widownia była bardzo młoda. I oni filmem byli zachwyceni. Towarzyszył mi wtedy Tadzio Huk, który w filmie zagrał głównego bohatera. Jego, tak samo jak mnie, zaskoczyła gorąca reakcja. Nie spodziewaliśmy się, że ten film – przecież środowiskowy – może mieć tak żywe przyjęcie. I, że dostaniemy tam Główną Nagrodę[26]. Później było wiele spotkań z widownią w Polsce. Ich atmosfera dawała nam poczucia sensu.
Joanna Łopat: – Nie wiadomo czy główny bohater – aktor w prowincjonalnym teatrze – chce walczyć z systemem, czy tylko o siebie i swoją karierę. Ta niejednoznaczność oddawała nastroje społeczne tamtego czasu?
Agnieszka Holland: – Ta niejednoznaczność jest u niego jeszcze bardziej złożona. Bo przecież nie wiemy, czy on jest naprawdę dobrym aktorem, czy tylko tak siebie widzi i chciałby nim być. Ale w gruncie rzeczy on bardzo mało chce. Chce uczciwie wykonać swoją pracę. I to się okazuje niemożliwe. Abstrahując od twórczych ambicji, on pragnie żeby ten tekst i ta rola nie zostały mu jakoś ukradzione, zmanipulowane i zmienione w kicz. Ale orientuje się, że polityka, oportunizm i konformizm – zarówno reżysera, jak i dyrektora – grają tu kluczową rolę i wtedy zaczyna się szarpać. Okazuje się, że to jest system, z którym nie może wygrać, bo aktor jest uważany za pionka, marionetkę, która powinna wykonywać to, co mu się każe. On się buntuje. Zresztą ten bunt jest chaotyczny. Ta niejednoznaczność była wpisana w główną koncepcję filmu. I wielu ludzi się w tym odnajdywało. Bo chcieliby, ale nie mogą. Czują, że coś jest nie tak, ale nie wiedzą dokładnie co. Chcieliby jakiejś swobody i sprawczości, chcieliby jakoś wyzwolić się od tych pęt konformizmu czy strachu, czy lenistwa, czy niewiary i na ogół im się to nie udaje. W wielu tych filmach był przekaz, że tylko razem coś możemy. Że gdybyśmy nie byli tak sami, tak podzieleni, to może to by się udało. W jakimś sensie to była prefiguracja ,,Solidarności”. Na pewno te nasze intuicje antycypowały coś, co społecznie narastało.
Joanna Łopat: – Wspomina Pani ,,Solidarność”, więc przejdę do 1981 roku. Roku, w którym na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych pokazano pani Gorączkę. W tym samym czasie, też w Gdańsku, trwał Krajowy Zjazd ..Solidarności”. Brała pani udział w obydwu wydarzeniach?
Agnieszka Holland: – Tak. Pojechałam na ten zjazd. To było bardzo ciekawe, ale w jakiś sposób też niejednoznaczne: zaczęły się ujawniać tendencje nacjonalistyczne. Zaczęli trochę się łamać. Oczywiście, działo się to w dużym napięciu i wiele sprzecznych przekazów wychodziło z tych obrad i wyborów. Uważałam – i Gorączka w pewnym sensie to pokazywała – że to się nie może udać, że zwycięstwo tej rewolucji nie jest możliwe w tym systemie. Ale wspierałam to i obserwowałam.
Joanna Łopat: – Gorączka była wyrazem niewiary w rewolucję. Co spowodowało ten krytyczny stosunek? Czeskie doświadczenie czy obserwacja bieżących wydarzeń?
Agnieszka Holland: – Jedno z drugim. Praska Wiosna, a właściwie jej koniec – konformizacja i normalizacja, które nastąpiły wyjątkowo szybko. Obserwowałam ten wzlot. I jak łatwo można go złamać. Wówczas moja świadomość immanentnych cech rewolucji bardzo się nasiliła, a później ugruntowała poprzez lektury. Myślałam, że w Polsce wszystko potoczy się podobnie, ale mimo tego miałam przekonanie, że – cytując Stanisława Wyspiańskiego – „Musimy coś zrobić, co by od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo”[27]. To zdanie było wtedy moim mottem.
Joanna Łopat: – W tym czasie została pani Przewodniczącą Sekcji Fabularnej w Stowarzyszeniu Filmowców. Wierzyła pani, że jednak coś od pani zależy?
Agnieszka Holland: – Żądaliśmy reformy kinematografii. Trwały rozmowy, którym przewodniczyłam z ramienia Stowarzyszenia. Długie i nudne. Dość szybko zorientowałam się, że to była ze strony władz pozorowana sytuacja. I że nic z tego nie wyniknie. Że oni grają na zwłokę. I powiedziałam im o tym, zaznaczając, że będziemy nadal rozmawiać. Atmosferę tej sytuacji oddaje scena, którą napisałam do Człowieka z żelaza (1981), jak już Andrzej realizował ten film. Gdzieś pod koniec filmu, postać grana przez Franciszka Trzeciaka[28] – notabl komunistyczny – wychyla się z samochodu i mówi do dziennikarza, którego gra Marian Opania, że porozumienia podpisane pod przymusem się nie liczą. I jasne było, że dla władzy to tylko świstek papieru, który podrze, jak tylko będzie okazja.
Joanna Łopat: – Była pani osamotniona w tym sceptycyzmie?
Agnieszka Holland: – Tylko z Krzyśkiem Kieślowskim mieliśmy podobne odczucia. On też był dość sceptyczny. Myśleliśmy, że może dojść do interwencji sowieckiej i do rozlewu krwi. A potem myślałam o jakimś stanie wyjątkowym, że to też jest możliwe.
Joanna Łopat: – Pytaniem o osamotnienie wrócę do Kobiety samotnej – kolejnego filmu po Gorączce. Na temat Gorączki mówiła pani, że to filmowe „wyjście ze świata zamkniętego między kuchnią a łazienką”. Tymczasem w Kobiecie samotnej wraca pani do ciasnych przestrzeni. To obraz zrobiony bez epickiego rozmachu.
Agnieszka Holland: – Zrobiłam ten film zamiast dużego epickiego filmu o getcie warszawskim. Chociaż scenariusz, napisany przez Jerzego Stefana Stawińskiego[29], był bardzo błyskotliwy i taki niemal „amerykański” to jednak unikał pewnych wyjątkowo bolesnych prawd dotyczących stosunków polsko-żydowskich. A ja nie chciałam ich unikać, wiedząc jednocześnie, że widownia – ani Żydzi ani Polacy – nie jest na nie gotowa. Kobietę samotną zrobiłam z potrzeby opowiadania rzeczywistości bezpośrednio i trochę na przekór trendom. Dla mnie Człowiek z żelaza to była tylko mała część prawdy. Miałam poczucie, że ci skrzywdzeni i poniżeni nie dostają żadnej nadziei, nawet od ruchu takiego, jak ,,Solidarność”.
Joanna Łopat: – Albo od Boga. Pani pierwszy, dyplomowy film jeszcze z FAMU[30], to opowieść o kobiecie, o służącej, która jest bita i poniżana. Nawet w zaawansowanej ciąży. I w pewnym momencie idzie na strych, gdzie spotka Pana Boga, którego prosi o pomoc. Ten wysyła jej Anioła, pięknego i młodego. Idą razem do łóżka. Jest im dobrze, ale służąca swoim ciężkim brzuchem przyciska Anioła i ten się dusi. Z ciałem wraca do Boga i pyta: „coś zrobił, przecież tak nie wolno”. Zawstydza Boga. Od razu pomyślałam o Irenie Misiak, chociaż w Kobiecie samotnej to ona jest duszona i mam wrażenie, nikomu nie jest wstyd.[31]
Agnieszka Holland: – Gdy realizowałam Grzech Boga (1969), mój film dyplomowy, to nie miałam świadomości feministycznej, ale dzisiaj, gdy oglądam ten obraz, to mam wrażenie, że jest szalenie feministyczny i przejmujący z punktu widzenia kobiety. To film biorący absolutnie jej stronę. Również przed Bogiem, który skazuje ją na udrękę i zniewolenie.
Joanna Łopat: – W przypadku Kobiety samotnej inspiracją do scenariusza, który napisała pani z Maciejem Karpińskim były pamiętniki, prawda? Jak pani do nich dotarła?
Agnieszka Holland: – Moja mama bardzo długo była naczelną pisma o nazwie „Nowa wieś”. W nim dział kontaktu z czytelnikiem był najważniejszym działem. Ciągle organizowali konkursy na pamiętniki i ciągle kobiety te pamiętniki wysyłały. Czytałam je i nawet jeden podrobiłam. Wcieliłam się w postać wiejskiej dziewczyny, ale nie pamiętam, czy posłałam go na konkurs. Byłam wtedy w liceum. Ale fascynacja tą formą została we mnie. A do napisania Kobiety samotnej główną inspiracją były dwa konkretne – fryzjerki i listonoszki.
Joanna Łopat: – Do tej pory w filmach nurtu tzw. moralnego niepokoju bohaterami byli zazwyczaj mężczyźni. To oni walczyli o sprawę. Chociaż w Kobiecie samotnej bohaterką jest kobieta, to w gruncie rzeczy jest ona antybohaterką, ofiarą.
Agnieszka Holland: – Tak, dlatego jest nielubiana przez życie i przez społeczeństwo. Ale my chcieliśmy, żeby ta bohaterka była proaktywna. Ona się buntuje, walczy, szuka czegoś innego. Nie jest to złamana myszka, która akceptuje ten kawałek rzeczywistości, który został jej przydzielony. Jest to kobieta, która ma w sobie jakiś seksapil, jakąś kobiecą siłę. Budowaliśmy tę postać tak, żeby nie była jednowymiarowa. Kobieta samotna za granicą spotykała się ze świetnym przyjęciem. Film mówił o świecie, w którym był pokazywany. Niezależnie od tego czy to była Kanada, czy Szwecja. Nie był tam odbierany jako coś egzotycznego. Wtedy uświadomiłam sobie, że jest to opowieść ponadreżimowa. Że wciąż żyjemy w klasowych społeczeństwach, w których los kobiety jest gorszy niż los klasowego odpowiednika męskiego.
Joanna Łopat: – Ten film był czytany poza kontekstem politycznym?
Agnieszka Holland: – Tak. Bardzo dobrze.
Joanna Łopat: – Nie był to dla zagranicznych widzów film w pewnym sensie antyfeministyczny? Przecież Irena – jak sama mówi – niewiele może, bo nikt za nią nie stoi. Jest zależna od łaski partii, faceta, który się pojawia w jej życiu.
Agnieszka Holland: – Zgoda, ale feminizm nie polega na tym, żeby robić agitki, powtarzać, że wszystkie kobiety są niezależne. Ale na tym, aby rozpoznawać rzeczywistość i szukać jakiegoś rodzaju sprzeciwu i zmiany. Najważniejsze jest opowiedzenie tego i potem zdiagnozowanie. Gdyby miało się wykorzystać tego typu filmy do działań proaktywnych, to tylko wtedy, kiedy one nie lukrują rzeczywistości. Taki feminizm propagandowy nigdy mnie nie interesował i nie wydawał mi się skuteczny.
Joanna Łopat: – Na ile z Ireną mogą utożsamiać się kobiety, które nie znają ówczesnego kontekstu politycznego?
Agnieszka Holland: – Dla moich młodych koleżanek Kobieta samotna jest filmem, który najbardziej je porusza. Odnajdują się w nim. Jego aspekt genderowy i klasowy niewiele się zmienił. Mało tego, w społeczeństwach kapitalistycznych ten aspekt klasowy był bardzo silny. Z czego myśmy nie do końca zdawali sobie sprawę. Nam się wydawało, że walka klas jest jakimś ideologicznym konstruktem. Tymczasem ona jest czymś rzeczywistym i teraz to widać jeszcze wyraźniej, niż się to widziało w okresie neoliberalizmu, czy w latach 70. i 80. Wtedy wydawało się, że to się zmienia. Że społeczeństwo się egalitaryzuje. Ale teraz widać wyraźnie, że są równi i równiejsi w każdym systemie. W systemie kapitalistycznym to jest bardzo wyraźne, bo kobiety są na końcu drabinki. A jeśli do tego są samotne – nie mają wsparcia rodziny czy męża, to są w sytuacji pariasów. Wystarczy zobaczyć, jak traktuje się samotne matki – chce się je pozbawiać różnych przywilejów i dodatków. Są sytuacje, w których są traktowane jako coś gorszego.
Joanna Łopat: – Takie całkowite osamotnienie jest dzisiaj możliwe?
Agnieszka Holland: – Zastanawiałam się ostatnio, czy w dzisiejszej Polsce bohaterka Kobiety samotnej byłaby tak całkowicie osamotniona. Tak głęboko, że ani rodzina, dla której ona może być obciążeniem, ani Partia, ani ,,Solidarność”, ani kościół nie są w stanie jej dostrzec, nie mówiąc o tym, żeby coś zaproponować. I sądzę, że taka Irena paradoksalnie znalazłaby poczucie wspólnoty w czymś takim jak Rodzina Radia Maryja. Właśnie takim ludziom ten kościół i te organizacje ofiarowały jakąś – w naszym przekonaniu – namiastkę wspólnoty, ale w ich odczuciu, rzeczywistą wspólnotę.
Joanna Łopat: – To są struktury, w których mogłaby się poczuć bezpieczniej, ale wciąż niewiele może od nich dostać poza tą ułudą bezpieczeństwa. Albo ułudą przynależności. Irena jest pragmatyczna. W filmie jest taka scena, kiedy ktoś z rodziny pyta Irenę, dlaczego nie zapisze się do ,,Solidarności”. W jej imieniu pada odpowiedź: przecież nie mają mieszkań na przydział.
Agnieszka Holland: – Ale już przynależność do wspólnoty daje jakąś siłę, albo elementarne poczucie bezpieczeństwa.
Joanna Łopat: – A jaki był odbiór tego filmu wśród pani kolegów z zespołu „X”?
Agnieszka Holland: – Oni byli wstrząśnięci, byli zszokowani i uważali, że przesadziłam, że nie ma takiej Polski. To tak nie wygląda. Wajda był szczególnie zbulwersowany. Jakby nie znali takiego świata, który ja akurat znałam.
Joanna Łopat: – Dla mnie pani filmy z tego czasu były takimi fabularyzowanymi dokumentami. Dotykają delikatnych obszarów, które były tematem zainteresowania dokumentalistów, ale przestały być tematem filmów fabularnych. Pani udało się tę dokumentalną prawdę przemycić do fabularnej opowieści.
Agnieszka Holland: – Nigdy nie robiłam dokumentów i nigdy nie chciałam robić dokumentów. Zawsze miałam wrażenie – to samo, które w pewnym momencie podzielał Kieślowski – że robiąc dokumenty o prawdziwych ludziach mogę ingerować w ich życie. A to w konsekwencji może spowodować coś, czego nie chciałabym spowodować.
Joanna Łopat: – To casus Z Punktu widzenia nocnego portiera (1977) Krzysztofa Kieślowskiego.[32]
Agnieszka Holland: – Ale myślę, że Kieślowski wcześniej mógł czuć, że nie ma pełnej swobody, którą daje fikcja. Reżyser może robić z bohaterem fikcyjnym, co tylko sobie wymyśli i nikt z tego powodu nie cierpi. Dla mnie język fabularny i język fikcji były podstawowymi językami ekspresji.
Joanna Łopat: – Były bezpieczniejsze?
Agnieszka Holland: – Dzisiaj już nie jestem tego pewna tak do końca. Ale myślę, że fabuła ma większą skuteczność emocjonalną. Dokumentom widz się przygląda. Natomiast w przypadku filmu fabularnego łatwiej następuje proces identyfikacji i utożsamienia się z opowiadanym doświadczeniem.
Joanna Łopat: – Kolaudacja Kobiety samotnej w zespole odbyła się dzień przed wyjazdem do Szwecji, z której wróciła pani dopiero po ośmiu latach. Ale wtedy, w dniu pokazu, nie wiedziała pani, że nie wróci.[33]
Agnieszka Holland: – Nie, nie wiedziałam. Wyjechałam, żeby promować Aktorów prowincjonalnych. Mąż z córeczką mieli do mnie dołączyć przed świętami, które mieliśmy spędzić w Szwecji. To miał być czas oddechu. Zastanawialiśmy się jeszcze – przeczuwając katastrofę – czy nie zostawimy córki u ciotki. To była opcja na wypadek, gdyby w Polsce zadziało się coś krwawego. W pewnym momencie miałam coraz mocniejsze przeczucie, że coś takiego jak stan wojenny zaraz się wydarzy. I wydarzyło się. O czym dowiedziałam się po południu 13 grudnia od kuzyna, który odebrał mnie na stacji w Goeteborgu. Zaraz po wejściu do mieszkania włączył telewizor. Tak zobaczyłam polskie czołgi na ulicach Warszawy.
Joanna Łopat: – Jaki był ten ostatni dzień?
Agnieszka Holland: – Pamiętam go bardzo dobrze. Miałam mnóstwo spaw, a Kasi nie mogłam zostawić w szkole, więc cały dzień ją ze sobą targałam. W Teatrze Ateneum zrobiłam próbę zastępczą, z której pojechałam na kolaudację Kobiety samotnej. Kasia siedziała na tej kolaudacji, a ja w odpowiednich momentach zasłaniałam jej oczy. Po scenie, w której Jacek dusi Irenę i rozwala radio, Kasia nachyliła się do mnie i powiedziała: „Mam nadzieję, że to radio było już zepsute.”
Joanna Łopat: – Oficjalnego pokazu Kobiety samotnej nie było. Po wprowadzeniu stanu wojennego film trafił „na półkę”. Odwołano Festiwal w Gdańsku, na którym miał być pokazany. Gdyby jednak ten festiwal w 1982 roku się odbył, to jaki według pani byłby odbiór Kobiety samotnej?
Agnieszka Holland: – Trudno mi powiedzieć. To był moment bardzo głębokiego kryzysu. Na pewno łatwiej byłoby zaakceptować Przesłuchanie (1982), bo Kobieta samotna jest takim wyrzutem sumienia wobec społeczeństwa lub wobec tej jego części, która była uznawana za opozycję wobec władz, czyli kościoła i ,,Solidarności”. To było bardzo pod prąd zrobić to w sposób, w jaki ja to zrobiłam.
Joanna Łopat: – Film został pokazany siedem lat po jego realizacji. W 1988 roku, na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni dostała pani nagrodę specjalną[34]. Jak wtedy zareagowała publiczność? Film wciąż był aktualny?
Agnieszka Holland: – Nie wiem. Nie było mnie wtedy w Polsce. Ale od powstania filmu do czasu jego oficjalnej dystrybucji, ludzie oglądali kopie z kopii na VHS-ach w ramach dystrybucji podziemnej. Byli ciekawi tego obrazu. Kobieta samotna zmieniła się w ikonę zakazanego filmu. Filmu, który był oskarżeniem pod adresem reżimu.
Joanna Łopat: – Od czasu wprowadzenia stanu wojennego bardzo zmieniły się gusta widowni. Do dystrybucji wprowadzono rozrywkowe obrazy. Ludzie chętniej wybierali Terminatora, niż polskie filmy, które wracały z półek. W 1990 roku na 25 filmów w dystrybucji, tylko jeden był polski – Ucieczka z kina wolność (1990) Wojciecha Marczewskiego. Zmieniły się gusta, czy widzowie już nie mieli ochoty przyglądać się sobie?
Agnieszka Holland: – Po 1981 roku praktycznie nie powstały filmy o rzeczywistości – mocne i krytyczne. Całe pokolenie osób, które debiutowało w latach 80, natrafiło na bojkot, a później w latach 90. na komercjalizację i zanik polskiej produkcji. To były czasy, kiedy takie filmy nie były już do zrobienia. Chociaż pod koniec lat 80. to się zaczęło trochę zmieniać. Marczewski zrobił wspomnianą Ucieczkę z kina Wolność, moja siostra Ostatni dzwonek (1989), który był popularny wśród młodzieży. Ale to były rodzynki. Ta widownia nie miała szansy szukać luster, bo ich nie było. Natomiast w latach 90. zaczął się wyścig z amerykańskimi filmami i to był pojedynek skazany na porażkę, który wygrały tylko Psy (1992).
Joanna Łopat: – W 1981 roku rozważała Pani powrót do Polski?
Agnieszka Holland: – Przez rok siedziałam na walizkach. Właściwie na jednej. Ale miałam ciekawość – co będzie, jak nie wrócę. Jak odnajdę się w tym dziwnym, obcym świecie. Bo jak wrócę to wiedziałam, co będzie. Wiedziałam, że zaangażuję się w działalność opozycyjną i mogę zapomnieć o robieniu filmów.
Joanna Łopat: – Wrócę do pytania Jacka z Kobiety samotnej: „Co to takiego, ta Polska” w 1981 roku?
Agnieszka Holland: – Taka typowo polska – najlepsza i najgorsza. Z jednej strony zryw, z drugiej trudności w wytrwałości. Niepotrzebne konflikty. Do pewnego momentu było dużo nadziei w Polsce, ale zaczęła dominować atmosfera zapasów w błocie. Ta Polska była niejednoznaczna. Oczywiście to, co się działo, jeśli chodzi o ,,Solidarność”, to było piękne.
W styczniu 1970 r. Agnieszka Holland została oskarżona o pomoc w przemycaniu nielegalnych wydawnictw do Polski. W praskim więzieniu spędziła siedem tygodni. W tak zwanym „Procesie taterników” została skazana przez Sąd Najwyższy Czechosłowackiej Republiki Ludowej za „rozbijanie systemu światowego komunizmu”. Zob. B. Kaliski, Kurierzy wolnego słowa (Paryż – Praga – Warszawa 1968-1970), Wydawnictwo Instytut Historii PAN, Warszawa 2014. ↑
20 grudnia 1970 r. Edward Gierek zastąpił Władysława Gomułkę na stanowisku I sekretarza KC PZPR. ↑
Andrzej Wajda (1926–2016) – reżyser filmowy i teatralny, scenarzysta. W latach 1972–1983 twórca i kierownik Zespołu Filmowego „X”. ↑
Krzysztof Zanussi (1939) – reżyser, scenarzysta, producent filmowy. W latach 1980–2019, kierownik Zespołu Filmowego „Tor”. ↑
Krzysztof Kieślowski (1941-1996) – reżyser filmowy, zastępca kierownika Zespołu Filmowego „Tor”. ↑
Stanisław Różewicz (1924-2008) – reżyser filmowy i teatralny, scenarzysta, pedagog. Współzałożyciel i kierownik Zespołu Filmowego „Tor” (1967–1980). ↑
Stanisław Latałło (1945-1974) – operator filmowy, reżyser, aktor i scenarzysta. ↑
Tomasz Zygadło (1947-2011) – reżyser filmowy i teatralny, scenarzysta. ↑
Andrzej Titkow (1946) scenarzysta, reżyser i producent filmów dokumentalnych oraz fabularnych. ↑
Bohdan Kosiński (1922-2003) – reżyser filmów dokumentalnych, scenarzysta, członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich i Komitetu Kultury Niezależnej, pedagog. ↑
Oryginalna wersja filmu Robotnicy 71. Nic o nas bez nas nie została publicznie pokazana. Po cięciach i przemontowaniu powstała wersja zatytułowana Gospodarze, która miała emisję w telewizji. Autorzy dokumentu – Krzysztof Kieślowski i Tomasz Zygadło – nie podpisali się pod zmienioną wersją filmu. ↑
Zespół Filmowy „X” – państwowa wytwórnia filmowa aktywna w latach 1972-1983. Kierownikiem artystycznym studia był Andrzej Wajda. Zob. A. Szczepańska, Do granic negocjacji. Historia Zespołu Filmowego „X” Andrzeja Wajdy (1972-1983), Universitas, Kraków 2021. ↑
Feliks Falk (1941) reżyser filmowy i teatralny, scenarzysta, dramatopisarz ↑
Janusz Kijowski (1948) reżyser i nauczyciel akademicki ↑
Jerzy Domaradzki (1943) reżyser, scenarzysta ↑
Janusz Zaorski (1947) reżyser filmowy, telewizyjny i radiowy, scenarzysta i producent filmowy ↑
Paweł Kędzierski (1946-2019) reżyser filmów dokumentalnych ↑
Marcel Łoziński (1940) reżyser filmowy ↑
W 1945 r. powstało Przedsiębiorstwo Państwowe Film Polski, następnie zostało przekształcone w Centralny Urząd Kinematografii, a w roku 1957 w Naczelny Zarząd Kinematografii Ministerstwa Kultury i Sztuki. Naczelny Zarząd Kinematografii obejmuje swoją działalnością całokształt problemów kinematografii, a w szczególności polityki programowej w zakresie produkcji i rozpowszechniania filmów, produkcji sprzętu filmowego, zagadnień inwestycji łącznie z budownictwem kinowym, postępu techniki oraz problematyki ekonomicznej. ↑
Tadeusz Konwicki (1926-2015) reżyser filmowy, pisarz. W latach 1956-1968 pełnił funkcję kierownika literackiego Zespołu Filmowego „Kadr”. ↑
Małgorzata Szumowska (1973) reżyserka filmowa, scenarzystka, producentka filmowa ↑
Premiera Emigrantów według dramatu Sławomira Mrożka, w reżyserii Agnieszki Holland miała miejsce 14 lutego 1976 r. w Teatrze im. Juliusza Osterwy, w Gorzowie Wielkopolskim. ↑
Krystyna Zachwatowicz (1930) – historyk sztuki, scenograf teatralna i filmowa, współtwórczyni i aktorka kabaretu „Piwnica pod Baranami” ↑
Henryk Holland (1920-1961) – partyjny dziennikarz, który wypadł z okna własnego mieszkania podczas rewizji prowadzonej przez Służbę Bezpieczeństwa. Godzinę wcześniej postawiono mu fałszywy zarzut szpiegostwa. Okoliczności śmierci Hollanda nasuwały podejrzenie mordu politycznego. Jego pogrzeb stał się demonstracją sprzeciwu środowisk inteligenckich wobec ograniczania przez Władysława Gomułkę swobód wywalczonych przez społeczeństwo w 1956 r. Zob. K. Persak, Sprawa Henryka Hollanda, Warszawa 2006. ↑
Koszaliński Festiwal Debiutów Filmowych „Młodzi i Film” – to najstarszy i największy w Polsce festiwal młodego kina. Prezentuje pełnometrażowe i krótkometrażowe profesjonalne debiuty filmowe, przede wszystkim polskie. Tradycją Festiwalu są spotkania młodych twórców z publicznością i krytykami, mające charakter szczerej wymiany opinii na temat filmów – stąd ich nazwa: „Szczerość za szczerość”. Głównymi nagrodami Festiwalu są Wielkie i Małe Jantary. ↑
W 1979 r., na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film” Aktorzy prowincjonalni dostali nagrodę Grand Prix „Wielki Jantar” za – jak napisano w uzasadnieniu –„szczególnie interesujące przedstawienie problemów naszej współczesności”. W wyniku plebiscytu publiczności nagrodę za rolę kobiecą otrzymała Halina Łabonarska. ↑
Cytat pochodzi z „Wyzwolenia” Stanisława Wyspiańskiego. ↑
Franciszek Trzeciak (1942) – aktor filmowy i teatralny, także reżyser. Jeden z ulubionych aktorów Grzegorza Królikiewicza. ↑
Jerzy Stefan Stawiński (1921-2010) – pisarz, scenarzysta, autor słuchowisk radiowych. ↑
Wydział Filmowy i Telewizyjny Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze, gdzie studenci uczą się zawodów związanych z filmem, telewizją, radiem i tradycyjnymi środkami masowego przekazu. ↑
Grzech Boga (oryginalny tytuł: „Hrích boha”) to dyplomowy film Agnieszki Holland z 1969 r. Jego scenariusz powstał na podstawie opowiadania „Grzech Panajezusowy” Izaaka Babla. ↑
Dokument Z punktu widzenia nocnego portiera (1977) w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego to film o fabrycznym strażniku, który jest fanatykiem dyscypliny, bezwzględnym służbistą. Obraz początkowo zatrzymany przez cenzurę, w 1980 r. miał być pokazany w telewizji. Kieślowski uniemożliwił jego emisję, obawiając się ataków na swojego bohatera, które mogłyby wyrządzić mu krzywdę. Publiczność zobaczyła dokument dopiero w 1996 r., po śmierci reżysera. ↑
Agnieszka Holland wyjechała do Szwecji na spotkanie autorskie tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego. Po 13 grudnia 1981 r. zdecydowała, że nie wróci do Polski. ↑
Na 13 Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 1988 r. Kobieta samotna otrzymała „Nagrodę Specjalną Jury”, uhonorowani zostali także odtwórcy głównych ról w filmie: Maria Chwalibóg i Bogusław Linda. ↑
Agnieszka Holland – reżyserka filmowa, teatralna i telewizyjna, scenarzystka, aktorka, tłumaczka. W 1971 ukończyła FAMU – szkołę filmową w Pradze. Po studiach powróciła do Polski. Debiutowała filmem telewizyjnym Wieczór u Abdona (1975), debiutem pełnometrażowym był film Aktorzy prowincjonalni (1978), jeden ze sztandarowych obrazów tzw. kina moralnego niepokoju, doceniony przez krytyków na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes. W 1981 roku, po wprowadzeniu stanu wojennego, podjęła decyzję o emigracji. Kolejne jej filmy powstały za granicą. Do najważniejszych filmów Holland z tego okresu należą Gorzkie żniwa (1985, nominacja do Oscara), Europa, Europa (1991, nagrodzony Złotym Globem), Olivier, Olivier (1992), Tajemniczy ogród (1993), Całkowite zaćmienie (1995), W ciemność (2011, nominacja do Oscara) i Pokot (2017, Srebrny Niedźwiedź na MFF w Berlinie). W ostatnich latach reżyserowała odcinki amerykańskich seriali telewizyjnych, m.in. Prawo ulicy (The Wire), Dochodzenie (The Killing), House of Cards, 1983 oraz miniseriale Gorejący krzew (Hořící keř, 2013) i Dziecko Rosemary (Rosemary’s baby).
Joanna Łopat – dziennikarka, autorka reportaży telewizyjnych i prasowych. Współpracuje z portalem Oko Press oraz magazynem Duży Format ,,Gazety Wyborczej”. Autorka „Rozmów NIEnormatywnych”, które prowadzi w ramach cyklu podcastów „Liberté Talks”. Była redaktorka telewizyjna w TVN24 Biznes i Świat. Absolwentka fotografii w łódzkiej Szkole Filmowej oraz Kulturoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim.