Lata 80. w polskiej kinematografii zamyka szereg produkcji, które często w bezlitosny sposób dokonują swoistego rozrachunku z okresem PRL. Rok 1989 rozpoczyna zmiany nie tylko polityczne czy społeczne, lecz również daje twórcom możliwość recenzji minionej rzeczywistości w przestrzeni kulturowej. Dzięki tej spuściźnie widz ma wreszcie możliwość po raz pierwszy w kinie poznać opowieści – zarówno te autentyczne, jak i będące wytworem wyobraźni autorów – które do tej pory mogły być co najwyżej wspominane w podziemnych publikacjach lub zagranicznych serwisach informacyjnych, a przy tym do dziś wywołują emocje i poruszenie. Wśród takich filmów znalazł się Ostatni Prom Waldemara Krzystka – obraz odwołujący się do jednego z najtragiczniejszych epizodów w historii Polski Ludowej, czyli wprowadzonego 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego.
Z dzisiejszej perspektywy filmy nakręcone w latach 80. ubiegłego wieku, np. 300 mil do Nieba Macieja Dejczera, Ostatni Dzwonek Magdaleny Łazarkiewicz czy najsłynniejszy „półkownik” – Przesłuchanie Ryszarda Bugajskiego, są nie tylko manifestami, lecz również poruszającymi dziełami będącymi artystycznym i nade wszystko historycznym świadectwem ludzkich losów i wyborów. W latach 90. proces artystycznego rozrachunku z peerelem nie zwolnił – tak, jakby polska kinematografia po okresie ogromnych wyrzeczeń i niedomagań chciała nagle nadrobić swoje zaległości. Za wymowny przykład mogą tu posłużyć takie obrazy, jak: Chce mi się wyć Jacka Skalskiego, Marcowe Migdały Radosława Piwowarskiego oraz Ucieczka z Kina Wolność Wojciecha Marczewskiego.
Jeśli wierzyć zapewnieniom, że najciekawsze kino powstaje w momencie, gdy widownia żyje w oczekiwaniu przemian, to Ostatni Prom Krzystka idealnie wpisuje się w te nastroje. Prawdopodobnie nie mogło być inaczej, jeśli weźmie się pod uwagę dotychczasową drogę artystyczną reżysera. Przygoda Waldemara Krzystka z filmem nie należała do łatwych. Kilkukrotnie zdawał do szkoły filmowej, by ostatecznie ukończyć ją w feralnym 1981 roku, kiedy to wielu ówczesnych młodych twórców z oczywistych powodów musiało odłożyć swoje plany. Reżyser Fotografa mógł więc zostać tak przesiąknięty fatalizmem schyłkowego PRL, że wybór tematyki jego obrazów wydawał się nie pozostawiać większych wątpliwości[1]. Najlepszym tego dowodem były filmy W zawieszeniu (1987) oraz Zwolnieni z życia (1992), w których odważnie, a przy tym odpowiedzialnie rozliczał się ze skomplikowaną rzeczywistością Polski Ludowej[2]. Nie inaczej było z obrazem Ostatni Prom, zrealizowanym na podstawie noweli Wyspy samotne autorstwa Sławomira Sosnowskiego. Jest to dzieło eklektyczne pod względem treści, co w momencie jego premiery uznawane było za słabość, lecz z perspektywy czasu może stanowić swoisty atut filmu. Ostatni Prom to bowiem kino gatunkowe, sensacyjne, a jednocześnie jest to ważny dramat polityczny, historyczny, społeczny i moralny.
Film nie do końca sensacyjny
Sama fabuła – dodajmy fikcyjna – wydaje się i dzisiaj mało oryginalna. Oto pewien nauczyciel Marek Ziarno – w tej roli Krzysztof Kolberger – zaangażowany w działalność opozycyjną, stara się jako pasażer promu przewieźć na Zachód ważne dokumenty. Aby jednak mógł swoją misję zakończyć sukcesem, musi wpierw stawić czoła tropiącym go na pokładzie agentom Służby Bezpieczeństwa. Początek filmu skupia się głównie na sposobie przedstawiania wydarzeń. Wartka struktura i niezwykle sugestywna atmosfera akcji dają przez chwilę wrażenie kolejnej produkcji wręcz sensacyjno-szpiegowskiej. Od samego początku napięcie budowane jest wokół bohatera, który ucieka, stosuje fortele i kluczy, by tylko zmylić swoich prześladowców. Dzięki plastycznej dynamice, widz powoli staje się zaangażowanym obserwatorem perypetii protagonisty, nie mając jeszcze świadomości charakteru intrygi. Ta powoli się wyjaśnia podczas kolejnych scen, np. na sali odpraw, która jest ostatnim temporalnym epizodem podpowiadającym, że to, co najważniejsze w filmie, rozstrzygnie się już za chwilę. Pozostając w konwencji kina gatunkowego, reżyser kreśli tutaj fabułę, w nieoczywisty sposób charakteryzując postacie. Przez dłuższy czas nie znamy ich intencji ani znaczenia opowiadanej historii. Intendent na promie (rola Mirosława Konarowskiego) to nieczuły amant, który w kluczowym momencie okazuje się ważnym pomocnikiem Marka Ziarno. Pokładowy steward (Maciej Robakiewicz) wydaje się stać po stronie naszego kuriera, aby nagle przeobrazić się w niezwykle złowrogą personę. Jak w wielu filmach akcji, i tu nie może zabraknąć roli kobiecej. Renata (Agnieszka Kowalska) to była żona głównego bohatera, która została scharakteryzowana, zarówno jako kobieta skłonna do poświęceń, jak i – w momencie próby – pozbawiona skrupułów prawdziwa femme fatale. Potrafi ona przekroczyć granicę męskiego starcia i wyraźnie zaznaczyć swą obecność, co tylko wzmacnia napięcie omawianego gatunku filmowego. W oczywisty sposób niezmienne pozostają tylko postaci nauczyciela Marka Ziarno (Krzysztof Kolberger) – idealisty na wskroś romantycznego i do bólu przewidywalnego – oraz ścigającego go agenta bezpieki Stalińskiego (Feliks Szajnert). W tym wypadku linie podziału na siły dobra i zła są wyraźnie zaznaczone. Umieszczenie akcji w zamkniętej czasoprzestrzeni (na statku pasażerskim w przededniu wprowadzenia stanu wojennego) to również udany gatunkowy eksperyment. Zabieg ten stopniowo wzmaga w oglądającym uczucie grozy. Chociaż widz od samego początku sympatyzuje z głównym bohaterem, to zainteresowanie jego perypetiami i zmaganiami stopniowo ustępuje innym, o wiele istotniejszym wydarzeniom. W klaustrofobicznej przestrzeni tytułowego wycieczkowca Waldemar Krzystek stara się przemycić swój osobisty pozafabularny dylemat. Mimo określonej stylistyki Ostatni Prom nie jest więc filmem stricte sensacyjnym, przywołującym na myśl klasyczne amerykańskie produkcje – sama intryga wydaje się tylko pretekstem do opowiedzenia o szerszej, ciekawszej, a zarazem bolesnej historii. Opowieści, która i dzisiaj może budzić silne emocje, biorąc pod uwagę złożoność zachodzących współcześnie procesów.
Dramat polityczno-historyczny
Obraz Waldemara Krzystka odnosi się do jednego z najtragiczniejszych okresów współczesnej Polski i to w niezwykle sugestywny sposób. Ogłoszenie 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego zastaje bohaterów na morzu. Od samego początku jednak widać, że w filmowej rzeczywistości coś zgrzyta. Zaangażowanie uczniów na lekcji prowadzonej przez głównego bohatera tuż przed wejściem na tytułowy „ostatni prom”, modlitwa strajkujących robotników z biało czerwonymi opaskami w porcie czy jednoznaczne zachowania i dialogi funkcjonariuszy SB – wymownie kreślą kontekst sytuacji społeczno-politycznej. Mamy oto do czynienia z krajem pogrążonym w głębokim kryzysie. Widz podskórnie wyczuwa tu nerwowość będącą efektem starcia człowieka z systemem, jego walki i „szarpania” się z zastaną rzeczywistością. Uwieczniony stan napięcia, irracjonalne zachowania czy wyraźnie zarysowany ekonomiczny paraliż – zobrazowany poprzez ukazanie deficytów podstawowych dóbr, takich jak obuwie, masło czy torba podróżna – bezpośrednio pokazują obserwatorowi, jak degenerująca była społeczna i polityczna zapaść w Polsce w tym okresie. Losy ówczesnego uchodźctwa zdeterminowane były przez wydarzenia w kraju, ostateczne załamanie się niewydolnego ustroju oraz powstanie Solidarności ze wszystkimi dla zastanej sytuacji konsekwencjami. Jednocześnie obawy dotyczyły obu skonfliktowanych stron. Gdy dzisiaj historycy zapoznają się z badaniami opinii społecznej z początku lat 80., najczęściej wyłania się z nich obraz dojmującego strachu i niepewności[3]. Wymęczone długotrwałym kryzysem społeczeństwo nie ufało już władzy (nawet jak mówicie, że świeci słońce, chodzę w kaloszach i z parasolem – mówi filmowa Renata), a i rządzący obóz przyjmował z dużym niepokojem rodzący się u jego boku nowy ruch społeczny. Twórcy filmu niezwykle przekonująco zwracają uwagę na ten aspekt, posługując się w tym celu m.in. wypowiedzią esbeka Stalińskiego (Feliks Szajnert), który – z właściwym sobie wdziękiem – podkreśla liczebność ruchu Solidarności, jego możliwości i wynikające stąd zagrożenia. To, co zarówno w filmie, jak i w rzeczywistości było przejmujące, to nie tylko duże i szybkie zmiany świadomościowe mieszkańców PRL, lecz również wysoka gotowość do opuszczenia ojczyzny[4]. Przyjmuje się założenie, że na ucieczkę decydują się głównie ludzie młodzi, z pewnymi predyspozycjami, w sile wieku. Tymczasem w filmie reżyser celowo ukazał w tej sytuacji bohaterów już dojrzałych, a nawet takich, którzy lata młodości mają daleko za sobą. Wśród nich znalazły się osoby, które mogły się uważać za byłych beneficjentów systemu. Małżeństwo Mareckich (kreacje Anny Ciepielewskiej i Leonarda Andrzejewskiego) to przykład osób ściśle związanych z panującą władzą. Pozbawiony partyjnych funkcji oraz odrzucony przez nomenklaturę Zdzisław Marecki stanowi tutaj przykład swoistego banity, pragnącego zapewnić sobie bezpieczeństwo i również skorzystać z szansy na nowe, lepsze życie. Zabieg ten podkreśla zarówno grozę, jak i groteskowość sytuacji – reżyser pokazuje, że nawet byli aparatczycy, do tej pory bardziej korzystający z uprzywilejowania, aniżeli dzielący niedolę większości, okazują się „wiejącymi szczurami” – jak nazywają pasażerów filmowi esbecy. Stan państwa polskiego musiał być zatem tragiczny. Jeśli zatem Marcowe migdały (1990) Radosława Piwowarskiego są ponurym opisem sytuacji politycznej w Polsce w 1968 roku, to Ostatni Prom (1989) jest podobnym podsumowaniem kolejnej traumy, jaka towarzyszyła mieszkańcom PRL. Oglądane obecnie w serwisach informacyjnych relacje z innych zakątków świata, gdzie ludzie zmagają się z despotyzmem (zob. Białoruś), gromadzą się w kolejkach po żywność czy domagają zagwarantowania podstawowych praw, pozwalają lepiej wyobrazić sobie rzeczywistość początku lat 80. w naszym kraju i z większą empatią dzielić te doświadczenia z „innymi”.
Kino na wskroś uniwersalne?
Umiejscowienie akcji na pasażerskim promie pozwoliło reżyserowi uniknąć zbędnej kalki historycznej. Udało się tego dokonać dzięki zawężeniu perspektywy, która nie jest przez to ani trochę mniej straszna. Sam statek okazuje się symbolicznym wehikułem, który większość pasażerów zabiera tylko w jedną stronę. Ucieczka z rzeczywistości ogarniętej ustawicznym, wielopłaszczyznowym kryzysem, niedającym szans na normalne życie, wydaje się być tu jedynym rozsądnym wyborem. Reżyser filmu w dość bezceremonialny sposób opisuje mechanizmy funkcjonowania kraju autorytarnego i jego przemożnego wpływu na „swoich” obywateli. Kiedy kapitan statku – w tej roli Leon Niemczyk – rozmawia z przedstawicielem bezpieki na temat szczegółów rejsu, aktualnej sytuacji politycznej czy wreszcie samego doboru pasażerów, wiemy już z jak bezlitosnym i cynicznym wrogiem przyjdzie za chwilę zmierzyć się uciekinierom. Coś, co wydaje się nieskomplikowaną, choć diaboliczną intrygą aparatu bezpieczeństwa, bywa przecież udziałem znacznej części społeczeństwa żyjącego w każdej dyktaturze. Autorzy filmu zarejestrowali pewną uniwersalną, zbiorową świadomość chwili – zwłaszcza w sytuacjach, w których bohaterowie zachowują się w sposób refleksyjny, są zmęczeni, ale jednocześnie pełni nadziei. Analizowane wielokrotnie przez demografów, historyków, socjologów i innych badaczy podobne wydarzenia z przeszłości świadczą tylko o jednym – wszystkie „gorączki emigracyjne” są do siebie podobne, a ludzie postawieni w takich sytuacjach zmagają się z niemal identycznymi dylematami. Chociaż film może być odczytany jako sprzeciw wobec sytuacji generującej imperatyw wyjazdu, to ważne są tu także warunki, które do takiej decyzji doprowadzają. Zarówno filmowy Rysiek (Artur Barciś) jak i trzecioplanowa postać starszej kobiety z psem (Ewa Frąckiewicz) mówią jakby jednym głosem; kolejna wojna i stawiane pomniki nie są nikomu potrzebne, większość chce godnego, spokojnego bytu. Życie nie składa się ze spiżu, ale dzieje się tu i teraz, niestety – jak w cynicznej dygresji Jurka podczas lekcji w szkole (rola Andrzeja Mastalerza) – Polska (a zarazem każda dyktatura) to miejsce, któremu nawet naukowe analizy odmawiają perspektyw. Bohaterowie mogą zatem płakać, bić się z myślami, są też tacy, którzy wątpią, jednak wola większości wyraża się tutaj sprzeciwem wobec władzy totalnej – w filmie uosabianej przez pokładowych esbeków (jeszcze raz Feliks Szajnert i Maciej Robakiewicz). Perypetie pasażerów to zatem nie tylko opowieść o chęci zmiany swojego położenia i o narastającej frustracji. To również uniwersalny dramat wymierzony w skorumpowane i cyniczne elity, które zafundowały obywatelom piekło na ziemi.
Swoisty moralitet
A może film podkreśla istotę wolności w obliczu konieczności określonej przez naturę? Reżyser Ostatniego Promu, niczym uważny obserwator kina Krzysztofa Kieślowskiego, prezentuje postaci uwikłane, z ich doświadczeniami i przeżyciami niepozostającymi bez wpływu na otaczającą rzeczywistość[5]. To właśnie ich moralne dylematy oraz osobiste wyzwania kreują z jednej strony określone stany emocjonalne, a z drugiej – pewne powinności czy zadania. Główny bohater, Marek Ziarno, nie wydaje się być entuzjastą emigracji, jako jedynej drogi wyjścia z impasu. Potrafi uważnie wysłuchać bezkompromisowych racji zarówno swoich uczniów, jak i byłej wychowanki, by za chwilę zapytać o ich prawdziwe intencje czy pragnienia. Przedstawiona tu młodzież szkolna wydaje się za nic mieć romantyczne idee i wynikające z nich postawy, a jednak podejmuje ryzyko działania, czy to aktywnie broniąc prawa do emigracji, czy cytując swoje antypaństwowe hasła wypisywane wcześniej na murach. Jej pozorna pasywność jest być może tylko zasłoną, krzykliwym manifestem, za którym tak naprawdę stoi świadomość ogromnej odpowiedzialności. Jeśli jednak nauczyciel jest osobą, która pomimo swojego bezsprzecznego zaangażowania mocno wątpi (oni tu wszyscy przesadzają – mówi ostro, recenzując zastaną sytuację), to obraz ten można odczytywać jako moralitet, którego ukrytym przesłaniem jest podkreślenie świadomości posiadania wolnego wyboru. Ten wybór tak naprawdę istnieje, tak jak istnieją jego konsekwencje. Nawet w najmniejszych sprawach należy być uczciwym, bo drobne odstępstwa prowadzą donikąd. Nie deprecjonując idei wolności, wychowankowie Marka Ziarno są zatem proszeni przez niego o obiektywizm i poczucie świadomości, że może on być zakłócony przez niewłaściwą ocenę sytuacji. Podjęte decyzje nie zwalniają jednak z obowiązków wobec rodziny, przyjaciół bądź współobywateli czy współpasażerów. W obliczu niebezpieczeństwa inicjatywą wykazują się więc zarówno filmowi uczniowie, jak i pasażerowie statku (choć, oczywiście, w określonych proporcjach). W momencie otrzymania wiadomości o nagłym powrocie do kraju, ta – wydawałoby się – zbieranina różnych „przetrąconych” przez komunizm życiorysów nagle staje się grupą niezwykle kreatywną, podejmującą śmiałe działania. Psychologia tłumu analizująca w sytuacjach ekstremalnych zjawisko strachu czy powstającą panikę, znajduje tutaj swoje zastosowanie. Aby powstała odpowiednia reakcja, musi jednak pojawić się określony bodziec. Bohaterowie filmu nie stanowią zatem bezwolnej masy godzącej się bezsilnie na niesprawiedliwość – na oczach widzów przechodzą przeobrażenie w jednostki sprawcze, przysłowiowych kowali własnego losu, prawdziwe podmioty, które zdolne są bez wahania pozostawić za sobą dotychczasowe życie i pokonać własne słabości. W obrazie Krzystka uciekają zatem prawie wszyscy: nasz nauczyciel-kurier przed bezpieką, pasażer Andrzej (Jerzy Zelnik) przed trudnymi osobistymi decyzjami, rodziny jak Rysiek z Ewą (Artur Barciś i Ewa Wencel) przed poniżającymi warunkami życia, a nawet kapitan promu Wilanów (Leon Niemczyk) przed odpowiedzialnością. Jego zachowanie to zapewne wynik wspomnianych emocji, lecz także wyrachowanej postawy. Aktualne pozostaje więc pytanie o wybór oraz konsekwencje. W tym przypadku nieumiejętność przyjęcia odważnej, krytycznej postawy stanowi tylko dopełnienie obrazu człowieka, jako istoty o nieprzeniknionej naturze. Film na szczęście unika jednoznacznej oceny, uznając przedstawione zjawiska za zbyt poważne i złożone.
Kino społeczne
Nakręcony ponad 30 lat temu film Krzystka może też stanowić interesujący asumpt do analizy zjawisk społecznych, które zachodzą również współcześnie. Opowieści o uchodźctwie to w większości historie drogi. Ostatni Prom wybrzmiewa wielogłosem relacji o migrantach, pokazuje przyczyny wychodźstwa oraz uwypukla cenę takiej desperacji. Już pierwsza scena filmu, pokazująca stłoczonych ludzi za żelazną kratą, może wzbudzać u widza skojarzenia z ośrodkiem dla migrantów lub z kryzysem na granicach Unii Europejskiej. Okazuje się jednak, że to tylko szara codzienność w Polsce Ludowej, zwykły pawilon handlowy i kolejki po artykuły pierwszej potrzeby. W taki sposób funkcjonował pewien kraj w środku Europy z gospodarką niedoboru i niedziałającą umową społeczną. Reżyser starał się pokazać także społeczny wymiar kryzysu, słabość instytucji, władzy i całego państwa. Bohaterowie filmu to migranci i uchodźcy jednocześnie, cechuje ich brak poczucia sprawczości, podmiotowości oraz niezgoda na fałszywą propagandę. Historia w filmie opowiadana jest w czasie szczególnym, kiedy to władza od końca lat 70. zaczęła poważnie ograniczać wyjazdy zagraniczne[6]. Po stanie wojennym trudno było wyjechać już gdziekolwiek, w tym także do krajów socjalistycznych. Jak szacują historycy, od 1980 do 1989 roku z Polski wyjechało na stałe ponad 1,3 mln osób – w omawianym okresie nie sposób znaleźć kraju, który zmagałby się z porównywalnymi liczbami odpływu swoich obywateli[7]. Oczywiście za najważniejszą przyczynę uznaje się gwałtowne pogorszenie materialnych warunków życia. Filmowe małżeństwo Ryśka i Ewy (Artur Barciś i Ewa Wencel), czyli para spodziewająca się dziecka, bez mieszkania i lepszych perspektyw, stanowi najdosadniejszą krytykę ówczesnych realiów. Decydując się na tak desperacki krok, wyprzedają swoje ruchomości, zapożyczają się i migrują w poszukiwaniu szansy na lepsze życie. Przecież ja do emerytury wywiozę całą Polskę – smutno konstatuje kapitan statku. Chwilę później ta sama postać okrutnie podsumowuje przekrój społeczny uciekinierów. Oto nauczyciele, lekarze, inżynierowie, czyli wszyscy ci, którzy w normalnych realiach pełnią rolę autorytetów i w najwyższym stopniu wpływają na kształt oraz rozwój społeczeństwa. Tymczasem dezerterują ze swoich pozycji społecznych i w imię godności oraz bezpieczeństwa materialnego godzą się na obniżenie swojego statusu. Znamienny jest fakt, że wielu bohaterów nosi przypięte znaczki Solidarności, co może sugerować, że są zaangażowani w działania opozycyjne. A może przede wszystkim chodzi o uwiarygodnienie się jako uchodźca w obliczu strażnika granicznego w innym kraju?
Współczesna perspektywa
Czyż opowieści o współczesnych uciekinierach z miejsc pogrążonych w konfliktach lub kryzysie gospodarczym, które śledzimy na szpaltach gazet lub oglądamy w telewizji, nie uzmysławiają nam, że mimo upływu czasu problemy pozostają podobne, a nawet się nasilają? W obrazie Waldemara Krzystka można odnaleźć na ten temat wiele analogii. Publikowane regularnie badania pokazują, że w ciągu ostatnich 20 lat przybyło na świecie ok. 100 milionów nowych migrantów[8] (lub uchodźców – terminy te nie mają tego samego znaczenia, ale bywają stosowane zamiennie). Wszyscy ci ludzie konfrontują się przecież z podobnymi problemami, co bohaterowie Ostatniego Promu. Niezwykle poruszająca jest chociażby finałowa scena filmu, w której pasażerowie skaczą do wody. W akcie paniki dochodzi do zachowań na granicy rozpaczy, jest płacz, złość, pojawiają się nadużycia, agresja. Sytuacja ta wprost przywołuje współczesne tragedie z udziałem uchodźców mające miejsce gdzieś na Morzu Śródziemnym czy na granicach Unii Europejskiej. Odczytywanie tytułowego statku jako metafory domu-ojczyzny, z którego się w rozpaczy ucieka, byłoby tutaj zbyt dużym uproszczeniem, wydaje się jednak, że Krzystek chciał pokazać widzom, jak może wyglądać kolaps społeczeństwa doprowadzonego na skraj załamania. To lekcja bardzo użyteczna, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. W filmie emigrację wybierają prawie wszyscy pasażerowie, a ci, którzy są zmuszeni zostać, dają widzowi obraz ogromnego rozczarowania i smutku. Na sam koniec pozostaje już tylko – albo aż – nadzieja w postaci pełnej idealizmu przemowy głównego bohatera, Marka Ziarno, do swoich uczniów.
Świadectwo czasu
Obraz Waldemara Krzystka jest jednocześnie filmem sensacyjnym, dramatem politycznym, swoistym moralitetem oraz obrazem społecznym poruszającym uniwersalne zagadnienia. Krytyka filmu nie doceniła (część zarzutów to właśnie zróżnicowanie gatunkowe), natomiast widownia miała w tamtym czasie nad wyraz duży wybór równie lub znacznie lepszych dzieł (300 mil do nieba miało premierę zaledwie miesiąc wcześniej). Ostatni Prom to jednak unikalne świadectwo mrocznych czasów. W wielu wywiadach autor twierdził, że polityka może być warta zaprezentowania na ekranie, ale raczej wtedy, gdy ma możliwość generowania określonych wyborów i posiada określony kontekst, w którym można podejrzeć zachowania jednostki, pewnych grup czy części społeczeństwa[9]. W moim przekonaniu film jest dowodem udanej diagnozy stawianej ówczesnej rzeczywistości. Bohaterowie to świadkowie pewnego procesu historyczno-społecznego. Może być on odczytany jako doskonały przykład atrofii tamtejszego świata, czasów wojny polsko-jaruzelskiej, gdzie trzeba było się uciekać do wymyślnych forteli, jak np. udawana promowa wycieczka, by odzyskać wpływ na swoje życie. Jest tam dramat postaw w obliczu pogłębiającej się degrengolady. Film Krzystka to wreszcie historia pojedynczego człowieka, który zmaga się ze swoimi miałkimi możliwościami. Człowieka na tyle słabego, by mieć świadomość swoich ograniczeń, a jednocześnie na tyle silnego, by podjąć wielkie ryzyko, nawet jeśli jest to niebezpieczny skok do wody.
Bohaterowie Ostatniego Promu nie oczekują litości, raczej biorą sprawy w swoje ręce i działają, szukając jednocześnie zrozumienia swoich motywacji u innych współpasażerów, a tak naprawdę u nas – widzów. Jest to zatem, często przez wielu zapomniana, powracająca lekcja empatii, szeroko rozumianego człowieczeństwa. Film Waldemara Krzystka można też dzisiaj potraktować jako krótkie przypomnienie ponadczasowej prawdy o ludzkiej naturze, pragnieniach i woli przetrwania. I nieistotne, czy tłem dla jej uzewnętrznienia jest pokład pasażerskiego promu, współczesna wyspa na Morzu Egejskim, czy też przygraniczny las gdzieś na wschodzie Europy.
Damian Sujecki – socjolog, absolwent Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. Swoją pracę dyplomową poświęcił funkcjom satyry i komizmu w polskich serialach, na podstawie różnic pomiędzy telewizją publiczną a komercyjną. Interesuje się historią, socjologią filmu i szeroko rozumianą kulturą masową.
Streszczenie:
Artykuł poświęcony jest analizie filmu Ostatni prom (1989) w reż. Waldemara Krzystka. Autor opisuje złożony charakter oraz wielogatunkowość filmu. Interpretacji poddane zostają filmowe wątki w odniesieniu do ówczesnych wydarzeń politycznych i historycznych. Jednocześnie podkreślony jest uniwersalizm filmu z zachowaniem analogii do współczesnych problemów, w tym migracji oraz uchodźctwa.
The article is dedicated to an analysis of the film Ostatni prom (1989) directed by Waldemar Krzystek. The author describes complex structure and multigenre of the film. The film’s multi-levelled storyline is interpreted in reference to political and historical events of those days. At the same time, the emphasis is placed on film’s universalism focusing on the analogy of contemprorary issues such as migration and refugeedom.
-
Moje spóźnione dojrzewanie, „Kino” 1992, nr 3, s. 16. ↑
-
E. Nawój, Waldemar Krzystek, https://culture.pl/pl/tworca/waldemar-krzystek [dostęp: 2.12.2021]. ↑
-
M. Szumiło, Ewolucja nastrojów społecznych w Polsce w latach 1980–1989, https://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/bitstream/11320/11133/1/M_Szumilo_Ewolucja_nastrojow_spolecznych_w_Polsce.pdf [dostęp: 6.12.2021]. ↑
-
M. Krywult-Albańska, Przyczyny i okoliczności emigracji z Polski w latach 1980. Na przykładzie emigracji do Kanady, http://www.migracje.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2016/11/WP_49_107.pdf [dostęp: 15.11.2021]. ↑
-
J. Wróblewski, Magia Kina, Warszawa 1995, s. 113. ↑
-
D. Stola, Ucieczki z PRL. Na chwilę, czyli na zawsze,
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/2136102,1,ucieczki-z-prl-na-chwile-czyli-na-zawsze.read [dostęp: 8.12.2021]. ↑
-
M. Krywult-Albańska, dz. cyt., s. 4 [dostęp: 15.11.2021]. ↑
-
Weronika Rzezut, Świadomość młodzieży i młodych dorosłych na temat procesów migracyjnych,
https://migracje.ceo.org.pl/i-am-european/aktualnosci/swiadomosc-mlodiezy-i-mlodych-doroslych-na-temat-procesow-migracyjnych [dostęp: 12.11.2021]. ↑
-
W zgodzie z sumieniem, „Kino”, nr 3, 1990, s. 18. ↑